Smarter Home Mag 2019

1/2019 SMARTER HOME MAG SMARTER HOME MAG 1/2019 Robert Konieczny i architektura Akustyka w miejskiej dżungli Najbardziej inteligentny apartament w Polsce Zawód: integrator automatyki Akademia Dobrego Smaku

NA DOBRY POCZĄTEK SMARTER HOME MAG to pismo przyjazne architektom, projektantom i inwestorom. Magazyn przyjazny Czytelnikom. Ambicją i celem SHM jest tworzenie platformy wymiany wiedzy oraz praktycznych doświadczeń architektów, projektantów, producentów i niezależnych ekspertów. Jako redakcja gromadzimy ludzi, idee i treści, by w pięciu sekcjach tematycznych przekazywać naszym Czytelnikom profesjonalne informacje z zakresu nowych technologii dla domu i budynku. Nie zapominamy o rozwoju osobistym, kulturze, wartościach społecznych, aktywnościach pozazawodowych, czasie wolnym, podróżach i pasjach. Rozmawiamy z profesjonalistami i pasjonatami, przeprowadzamy wywiady, zapraszamy do wypowiedzi, wywołujemy osobiste zaangażowanie autorów, integrujemy Czytelników jako środowisko, inspirujemy. Z nieopisaną radością oddaję w Państwa ręce pierwsze wydanie tego periodyku i życzę przyjemnej lektury. Monika Komalska Redaktor Naczelna 3

SPIS 8 Robert Konieczny i architektura 18 Przemo Łukasik, architekt rehabilitant 24 Nowe pokolenie, rozmowa z Anną Lorens 32 Nie wystarczy ubierać się na czarno... 36 Najbardziej inteligenty apartament w Polsce 44 City break z pomysłem 52 W sercu Warszawy 60 Defabryka - adres dobrego designu 64 Akustyka w miejskiej dżungli 70 Inteligenty senior 76 Po pierwsze: bezpieczeństwo 82 Czym jest KNX? 4

SMARTER HOME MAG TREŚCI 86 Zawód: integrator automatyki 94 Zajc, kuchnie szyte na miarę 102 Okna z wysokim IQ 108 Tylko dla Orłów 112 Akademia Dobrego Smaku 120 Domowa piwniczka 126 Warzywa w roli głównej Wydawca Home Sweet Home PR Sp. z o.o. Adres redakcji ul. Łowicka 51/7A 02-535 Warszawa Redaktor Naczelna Monika Komalska Redaktorzy Ewelina Domińska Jarosław Grabowski Alicja Stefanowska Redaktor Prowadząca Agata Bisko Dyrektor Wydawniczy Aleksandra Stachulska Layout, skład i obróka zdjęć MMG Media Sp. z o.o. Współpracownicy Łukasz Będziński Jan Cieśla Patrycja Gutowska Piotr Kamecki Michał Nowicki Marek Michalak Mariusz Morycz Izabela Rogala Michał Tokarz Piotr Wereski Okładka zdjęcie: Olo Studio projekt domu: KWK Promes Robert Konieczny Druk i oprawa Lafante Redakcja nie odpowiada za treść reklam 5

PEOPLE

8

ROBERT KONIECZNY I ARCHITEKTURA Założyciel pracowni KWK Promes słynie ze śmiałych, nowatorskich realizacji i projektów. Jest znany nie tylko w Polsce, jego prace zyskały międzynarodowe uznanie i zdobyły wiele prestiżowych nagród. On sam jest też laureatem długiej listy branżowych konkursów. Dlatego rozmowa z RobertemKoniecznymnie mogła nie zagościć na łamach pierwszego numeru SMARTERHOMEMAG. 9

Na początek naszej rozmowy chcę zapytać o kulisy pracy architekta, o to co dzieje się za zamkniętymi drzwiami pracowni, w której powstają słynne projekty. Zwłaszcza o to, co zdarza się tam przypadkiem i choć jest niezamierzone, ostatecznie staje znakiem rozpoznawczym budynku. Tak było w przypadku katowickiego budynku wielorodzinnego Unikato i jego charakterystycznych wyciągniętych balkonów – zgadza się? I dalsze pytanie: jak nauczyć się wykorzystywać takie niespodziewane inspiracje? Jak nie dać zamknąć się w ograniczeniach własnych przyzwyczajeń? Tak, balkony w Unikato to element tak zwanego przypadku w procesie projektowym, który zresztą bardzo różnie wygląda. Przyczyniła się do niego jedna z praktykantek pracująca nad modelem w programie graficznym. Nie było z nią jeszcze kontaktu projektowego, robiła różne rzeczy trochę pod dyktando: „weź, zrób to”, „weź, przesuń mi tak”, albo „a pokaż tak”… Więc robi to, a ja stoję i patrzę. I nagle na ekranie widzę moment przesuwania balkonu z jednej strony na drugą. I ten moment, kiedy nagle on zmienia kierunek, to jest chwila, kiedy człowiek, jeśli jest uwrażliwiony, zaczyna kojarzyć i jest już pomysł. Ale jeśli się tego nie wychwyci, to można tak sobie przesuwać do końca życia, a i tak nic z tego nie wyjdzie. Zawsze kiedy o tym mówię, ludzie mnie pytają o recepty – sposoby na projektowanie. Można te regułki podać, ale jeśli nie weźmie się za to ktoś, kto ma talent, predyspozycje, doświadczenie, ale i świeżość, to się po prostu nie uda. Jeśli nie ma osoby, która pokojarzy wszystko ze wszystkim, to ta robota będzie bez sensu. Trzeba umieć w pewnym momencie zatrzymać się i powiedzieć: „kurczę, w tym jest potencjał”. Tym bardziej, że różnie ten proces przebiega. Istnieją projekty, jak budynek w Miedziance, w których nie powstała ani jedna kreska. Ani jedna. Do rozwiązania dochodziliśmy metodą dedukcji. Dopiero kiedy pojawiło się rozwiązanie, zaczęliśmy rysować. Wcześniej chodziłem po biurze i dywagowałem. Był stan zastany, były życzenia inwestorów, była wizja lokalna. Były elementy, które dawały do myślenia. I logicznie, krok po kroku doszliśmy do całego rozwiązania. W pewnym sensie ten projekt był gotowy bez rysowania. Nie ma jednej metody, ale na pewno trzeba być bardzo uwrażliwionym. Czasem to są burze mózgów, gdzie – znów – musi być ktoś, kto połączy pewne wątki. Super pracuje się z osobami, które myślą podobnie, które są podobnie wrażliwe. To napędza. Gorzej, jeśli w zespole trafi się ktoś, kto tego nie ma. Wtedy trzeba poświęcić mu sporo energii na tłumaczenie, zamiast wykorzystać 10

ją na projektowanie. Albo jeszcze gorzej – człowiek się poirytuje i już mu się potem projektować nie chce. Co nie zmienia faktu, że praca zespołowa jest zawsze bardziej efektywna niż działanie solo. Jest pomysł, pada hasło „ruszamy”, a w toku dyskusji w teamie szybciej znajduje się odpowiedzi, logiczne wyjaśnienia, projekt idzie do przodu. W takim procesie trzeba się rozumieć bez słów. Jeszcze inna sytuacja jest zapewne z projektami, które powstają z myślą o konkursie i zgodnie z jego wytycznymi. To przypadek Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie, który wygrał konkurs na projekt oddziału muzeum historycznego. Podobno usłyszał pan zakulisowo od jednego z członków jury, że świetna architektura nie wystarczy, by wygrać tej rangi konkurs. Potrzeba czegoś więcej – wartości dodanej. Co nią jest? Podchodząc do tematu projektowego, najważniejsze to dobrze odpowiedzieć na zadanie, czyli uwzględnić funkcję i kontekst. To są rzeczy podstawowe, które trzeba spełnić. Ale w KWK Promes mamy większe ambicje – żeby zrobić coś, co jest świeże, nietypowe, innowacyjne. Co jest „jakieś”. Jeśli udaje się to uzyskać, wtedy projekt ma to, czego druga strona – klient, organizator konkursu czy zamówienia publicznego – nawet nie oczekiwała. To duża satysfakcja. A z doświadczenia wiem, że nie można do tego zmierzać na siłę, zakładać, że zrobimy coś, co podbije świat. Nie. Trzeba spokojnie robić swoje, wtedy to pojawi samo, trochę od niechcenia. Wspomniane Przełomy to jest taki projekt, którego w jury nikt się nie spodziewał, bo wykraczał poza założenia konkursowe. Złamaliśmy je, bo szeroka analiza tego miejsca, także historyczna, spowodowała, że wiedzieliśmy o nim dużo więcej niż było napisane w dokumentach konkursowych. I to była nasza decyzja: albo pójdziemy w tym kierunku, łamiąc założenia – a było to duże ryzyko, że przegramy – albo zrobimy projekt po bożemu. Taki pawilonik na placu i tyle. Poszliśmy jednak za głosem serca i zrobiliśmy coś, co było w pewnym sensie nierozsądne. I to właśnie była ta wartość dodana w projekcie. Analiza, z której wyniknął pomysł tak wiele mówiący o przeszłości, a jednocześnie o teraźniejszości i przyszłości tego miejsca. To jest pewnego rodzaju recepta na ponadczasowość. Jeżeli projekt wynika z mocnego logicznego konceptu, to niezależnie od tego czy zmienią się mody, trendy czy style – a zawsze się zmieniają – będzie adekwatny do tego miejsca, szyty na miarę, jedyny. I zawsze dobry. 11

Szyty na miarę, czyli wpisany w kontekst: krajobrazowy, kulturowy, społeczny. To wie każdy zdroworozsądkowy profesjonalista z tej branży, ale pan idzie w tymmyśleniu o krok dalej. Wydaje się, że pana idée fixe jest nie tylko uwzględnianie otoczenia w tworzeniu obiektu, ale ich wzajemne się przenikanie. Przykładów znajdziemy w pana portfolio sporo, żeby wymienić choćby niezrealizowany projekt krakowskiego Bunkra Sztuki z ekspozycją wyrastającą spod ziemi pośród przechodniów czy cała koncepcja Living Garden zacierająca granice pomiędzy wnętrzem, a zewnętrzem, między mieszkaniem, a ogrodem. Skąd się wzięła ta idea? Dlaczego tak pana inspiruje? To, co mi się w tej architekturze podoba, czyli otwieranie się, łączenie wnętrza z zewnętrzem, to są rzeczy, które wymyślili moderniści lata temu. One są bardzo inspirujące, nie tylko dla mnie. U nas w biurze w ogóle lubimy się otwierać, nie zamykać. W przypadku wspomnianego otwierania sztuki na świat, to jest historia kilku projektów, gdzie ta idea rozwijała się w wyniku ewolucji pewnych rozwiązań. Pamiętam, że kiedy powstawały Przełomy, a włączony do projektu plac stawał się zewnętrzną przestrzenią ekspozycyjną, pomyślałem, że dobrze by było zrobić bezpośrednie wyjście, które wyprowadza nas z części wystawowej na otwartą przestrzeń. Nie tylko przez hol, ale niejako na skróty. Wtedy zakiełkowała u mnie myśl, że coś takiego można zrealizować w kolejnym projekcie. I to się zdarzyło w Bunkrze – dach, który jest placem budynku staje się nagle ruchomym elementem, daje nam kontakt wzrokowy z tym co wewnątrz. A Galeria Plato to krok jeszcze dalej. Ściany, które normalnie w galeriach są ścianami ekspozycyjnymi, nagle się otwierają i łączą bezpośrednio te przestrzenie z zewnętrzem. Z projektu na projekt ta idea dojrzewała. I podobnie było z Living Garden. Począwszy od pierwszego projektu, w którym pojawił się pomysł, żeby zrobić trawę w pokoju oddzielającym ogród zachodni od wschodniego i w ten sposób je połączyć. To było coś więcej, niż to, co robili moderniści. Również za sprawą potężnych tafli szkła, które teraz można też całkowicie otwierać. Wpuszczenie wtedy natury do środka spowodowało, że w kolejnych projektach realizowaliśmy tę ideę na coraz większą skalę. Ostatecznie skończyło się – przynajmniej na razie jesteśmy na tym etapie – na umieszczeniu żywej natury we wnętrzu. To sprawia, że nie tylko powstaje optyczne wrażenie, że żyjemy w ogrodzie, ale cały ten mikroklimat otaczającej nas przyrody, przenosimy do domu. Dzięki technologii high- -tech możemy powrócić do natury bez rezygnacji z tego, co daje nam dom XXI wieku, czyli komfortu, ergonomii i bezpieczeństwa. Dla jasności: nie jestem zwolennikiem teorii, że powinniśmy wrócić na drzewa i budować z gliny, żeby do tej natury się zbliżyć, bo byłoby to cofnięcie się do epoki kamienia łupanego. Ale powinniśmy rozwijać technologię w taki sposób, aby naturę chronić, szanować i żeby z niej czerpać. Pan czerpie pełnymi garściami także z zaawansowanych rozwiązań technologicznych, bo innym rozpoznawalnym rysem pana działalności jest architektura mobilna – domy, których elementy się poruszają. W przypadku szczecińskich Przełomów są to panele ścienne umożliwiające wejście do budynku; Dom Bezpieczny zyskał swoją nazwę dzięki ruchomym elementom elewacji ograniczającym dostęp do niego, a DomKwadrantowy może poszczycić się jeżdżącym na szynach zadaszonym tarasem. Bez zaawansowanych technologii nie byłoby to możliwe. Pierwsza z tych realizacji, Centrum Dialogu Przełomy, powstała we współpracy z marką ABB. Czy mógłby pan powiedzieć, w jaki sposób rozwiązania automatyki budynkowej umożliwiły urzeczywistnienie koncepcji tego budynku? Ja o każdym z takich ruchomych elementów staram się myśleć w bardzo prosty sposób. W najprostszy z możliwych, żeby one były wręcz prymitywne. Żeby działały i tyle. A dopiero potem, w kontakcie ze specjalistami, którzy pokazują mi różne możliwości, doposażam projekty, aby były bardziej wygodne, funkcjonalne, ergonomiczne. W Centrum Dialogu Przełomy zainstalowano system ABB i-bus KNX, czyli oświetlenie, czujniki obecności, ogrzewanie podłogowe i zaawansowane klimatyzatory grzejące i chłodzące. Zaprojektowanie instalacji, tak by pozostała ukryta, było dużym wyzwaniem, bo standardowo umieszcza się je na dachu budynków. Tu było to niemożliwe, ze względu na specyfikę Przełomów, które są hybrydą kwartału zabudowy i przykrywającej ją placu. Oznacza to, że tradycyjnie rozumianego dachu tu nie ma. Ale wszystko się udało i muzeum jest teraz jednym z najnowocześniejszych tego typu miejsc w kraju. W przypadku budynków prywatnych, jak wspomniany Dom Bezpieczny czy Kwadrantowy, gdzie wyłącznie od chęci właściciela i zasobności jego portfela zależy stopień zautomatyzowania domu, te możliwości są jeszcze większe. rozmawiała: Agata Bisko zdjęcia: KWK Promes 12

To, co mi się w architekturze podoba, czyli otwieranie się, łączenie wnętrza z zewnętrzem, to są rzeczy, które wymyślili moderniści lata temu. 13

14

Pozostając przy tym temacie – jeden z filmów produkcji KWK Promes kończy się frapującym stwierdzeniem: „Jedną z dróg rozwoju architektury jest brak architektury. Bo dzięki zaawansowanym technologiom będzie mogła pełnić swoje funkcje w sposób najmniej nachalny.” Czy mógłby pan rozwinąć swoją wypowiedź? O jakie technologie chodzi? W pewnym sensie Living Garden jest projektem, który trochę znika w przestrzeni. Nie jest nachalny, nie narzuca się, a jednocześnie daje nam bardzo wysoki komfort życia w połączeniu z naturą, od której możemy się też w każdej chwili oddzielić. Sami decydujemy. To jest może naiwna mrzonka, marzenie, żeby powłoka, która oddziela nas od świata zewnętrznego, czyli każda konstrukcja, elewacja, dach, coraz bardziej się minimalizowała. Proszę sobie wyobrazić, że jest piękna pogoda, słońce, wiatr. I nagle ściany znikają, dematerializują się. I zamiast w salonie, siedzimy de facto w ogrodzie. Bez żadnych przegród czy barier. W cytowanym zdaniu pobrzmiewa przeczucie, że być może architektura będzie zmierzała do tego, aby być bardziej elastyczną, żeby się bardziej dopasowywać do aktualnych warunków. Bo w umiarkowanym klimacie, większość dnia możemy spędzać na podwórku. To stoi u podstaw omawianej idei Living Garden, przy czym tam wciąż jest szkło czy ściany przesuwne, a być może wszystko to zostanie zastąpione technologią, która na pstryknięcie palcem, będzie powodować, że te zapory znikną. „Klik” i będziemy na łące. A kiedy chcemy, klikamy i z powrotem jesteśmy we własnym kokonie, gdzie nie pada, jest ciepło, nikt nam nie zagraża. A to wszystko bez skomplikowanych działań, jak wielka budowa, materiały, firma, która musi to zbudować. Rozwój technologii, jeśli chodzi o materiały i proces budowlany, idzie dziś w kierunku coraz większego łączenia procesu projektowego z produkcyjnym, co w efekcie doprowadzi nas do czegoś na kształt drukowania form, ale i wytwarzania materiałów dedykowanych do konkretnych budynków w konkretnych lokalizacjach. To jest niesamowite, że inaczej będzie się budowało w Grecji, a inaczej w Skandynawii, gdzie są zupełnie inne warunki. Teraz regulujemy to grubością wełny, którą kleimy lub kotwimy do ściany. Ale za chwilę będziemy mieć jednowarstwowy materiał, który w pewnym sensie będzie wydrukowany, a wcześniej zaprogramowany, specjalnie pod dany budynek i miejsce. Sam proces budowania będzie też zupełnie inny. Przede wszystkim znacznie przyspieszy, bo składanie, a nawet produkcja będą odbywać się na miejscu. Fascynujące jest, jak architektura dzięki temu się zmieni. Nie wiem, w jakim kierunku będzie zmierzać, ale jestem przekonany, że największe zwroty dokonają się – tak jak było na przełomie XIX i XX wieku – dzięki rewolucjom technologicznym. Dzięki zupełnie nowym możliwościom, z których architekci będą czerpać pełnymi garściami. Postęp jest tak duży, że być może stanie się to całkiem niedługo. Dla zachowania równowagi, powiedzmy jeszcze trochę o historii. A konkretnie o rekonstrukcji zabytkowych budynków, między innymi w kontekście wspomnianej Galerii Sztuki Współczesnej Plato na terenie byłej rzeźni. Jest pan przeciwny architekturze podchodzącej do tematu rewitalizacji budynków w skali 1:1. Więcej, nazywa ją pan mentalnym zapóźnieniem. Dlaczego? Samo odtwarzanie, jako takie, nie ma sensu, gdy jesteśmy już w zupełnie innym czasie, mając zupełnie inne możliwości budowania, zupełnie inne materiały, kiedy potrafimy już lepiej projektować. Zamiast tego na starej tkance powinniśmy zostawić współczesny ślad. Bo gdybyśmy zrekonstruowali ją dosłownie – a przynajmniej próbowali, bo nigdy nie da się jej idealnie odwzorować – to tak, jakbyśmy wymazali całą historię obiektu. Dobrym przykładem jest katedra Notre Dame w Paryżu. Jak możemy ją dokładnie odtworzyć? Gdzie wtedy ten pożar? To jest przecież jego historia. Straszna, ale też ciekawa w kontekście architektury. Ja na takie rzeczy patrzę, jak na nową szansę, żeby zrobić coś ciekawiej, jeszcze lepiej, a przy tym zaznaczyć swoją obecność. Proszę spojrzeć na wiele zabytkowych budowli – one właściwie nigdy nie są wynikiem działania w jednym krótkim czasie. Najczęściej jest to nawarstwienie różnych epok i okresów w architekturze. Ta architektura jest tak bogata i ciekawa, właśnie dzięki przenikającym się stylom. Wcześniej można było je swobodnie łączyć, bo nie było konserwatorów zabytków, nie istniał w ogóle taki zawód. Teraz jest i ja ich szanuję, bo pełnią bardzo ważną rolę. Ale czasem idą za daleko, hamują rozwój architektury. Wyobraźmy sobie, że – odpukać – coś takiego jak w Paryżu, stałoby się w Krakowie. W ogóle nie byłoby żadnej dyskusji, żadnego konkursu. Szach-mat. Nie ma tematu. U nas człowiek za takie odważne wizje odbudowy byłby pewnie wyklęty, a tam jest spokojny dyskurs. Oczywiście są środowiska konserwatywne, które bronią status quo, ale to jest mniejszość. Myślę, że dużo złego zrobiły tu memy i to, co bezrefleksyjnie robi internet. Ludzie sobie żartują, wrzucają filmiki ośmieszające temat, a potem ci, którzy się na tym nie znają, traktują je zupełnie poważnie. I w przypadku Notre Dame te żarty na pewno nie pomogły, bo konserwatyści wzięli je na serio. Ale ja swojego poglądu nie zmienię: katedra powinna być odbudowana w sposób współczesny. 15

Nie znaczy to przecież, że coś niszczymy – wręcz odwrotnie. Tylko trzeba to zrobić w sposób przemyślany. Jak zawsze w takich sytuacjach, musi się zebrać profesjonalne jury, w którym zasiądą mądrzy ludzie i wybiorą faktycznie najlepszy projekt. Ale nie powinniśmy wracać do przeszłości, bo to jest pewien rodzaj cepelii, zamazywania czy wręcz wymazywania historii. To nie jest to samo. I to po prostu czuć. Nazywa pan swoją profesję „zawodemwalki”, z powodu – jak rozumiem – wpisanych w nią potyczek ze schematycznymi poglądami na architekturę, z rozbuchaną administracją, z absurdami nadwiślańskiej codzienności, czasem też z niekonsekwencją inwestorów. Bezkompromisowość i upór to chyba główne pana oręża w tej walce. Dlaczego warto tak obstawać przy swoich przekonaniach? W imię jakich wartości? Jakiej architektury? W imię dobrej architektury. Czyli takiej, którą się długo trawiło, długo o niej myślało, nad którą się długo pracowało. Kiedy przeszło się cały proces myślowy, który doprowadził do mądrego rozwiązania, to warto o to walczyć. A walczyć najczęściej trzeba z ludźmi, którzy tego procesu nie przeszli i go nie rozumieją. Trzeba im wszystko spokojnie tłumaczyć, używając logicznych argumentów i robić swoje. Tyle. Nie warto iść na tanie, płytkie kompromisy. To się zawsze źle kończy. Lepiej wtedy odpuścić – mówię to jako człowiek bezkompromisowy – niż zrobić coś źle. A kiedy już zdarzy się błąd, który się przytrafia każdemu, to wtedy trzeba się zastanowić, czy nie powiedzieć sobie: „sorry, chcieliśmy jak najlepiej, ale nie wyszło”. Mimo tej walki, całej pracy jaką włożyliśmy, nie możemy tego autoryzować, bo to nie jest nasze. A kiedy w odpowiednim czasie można się wycofać, lepiej to zrobić, bo to zawsze do nas wróci. A ocena będzie brutalna. Dlatego to jest zawód walki, i to makabrycznej. Moja żona mówi, że architekt to najgorszy zawód świata, koszmar-robota. Bo widzi, ile czasu się jej poświęca, ile kosztuje nerwów i energii. A wystarczyłoby tylko przestać być ambitnym. Skupić się wyłącznie na zarabianiu pieniędzy i luz – mówisz i masz. Lecimy, rysujemy, pyk-pyk, gotowe, następny proszę. W tym sensie to jest wybór. Dla mnie to jest zawód walki, ale obiektywnie, dla niektórych jest normalną, ciepłą robótką, która przynosi fajne pieniądze. Być może, tak jak w innych dziedzinach, to jest kwestia podejścia. Są sytuacje, w których dla idei człowiek staje się wojownikiem. Wierzy w coś na tyle mocno, żeby przebijać łbem mur. I to jest jego wybór. 16

18

PRZEMO ŁUKASIK ARCHITEKT REHABILITANT Architekt zdobywający wiedzę podczas studiów w Paryżu i tam dzielący się nią potem jako wykładowca. Założyciel pracowni Medusa Group oraz twórca, a jednocześnie właściciel słynnego Bolko Loftu. Urodzony w Chorzowie społecznik, mocno osadzony w rodzimym kontekście kulturowym i zaangażowany w sprawy Śląska. Triathlonista przeświadczony o pozasportowychmotywacjach do jego uprawiania, jako sposobu na „oczyszczenie głowy”. I w końcu: rehabilitant, jak brzmiał tytuł jego wykładu w apartamencie ABB Living Space® Experience. Przemo Łukasik swoją pracę architekta postrzega w kategoriach przywracania do dawnej formy miast, stąd analogia do rehabilitacji – leczenia po urazach. Konkretny, wyrazisty, rzetelny – tak, jak jego budynki. 19

Wystąpienie Przemo Łukasika przyciągnęło do warszawskiego apartamentu ABB niemałe grono chętnych, by posłuchać o kulisach pracy architekta i jego podejściu do projektowania. A to jest na wskroś racjonalne i sprowadza się do przekonania, że użytkowość jest podstawową funkcją budynku. Tym samym projektant, nasiąknięty typową dla Śląska pragmatyką, opowiada się przeciwko architekturze występującej w roli scenografii. I druga kluczowa rzecz: kontekst. „To jedyna stała zmienna rzecz w projektowaniu” – uważa architekt, tłumacząc, że stałość polega na tym, że osadzanie projektu w jego otoczeniu jest nieodzowne. Niemniej sam kontekst bywa zmienny, bo ulega kulturowym, społecznym czy ekonomicznymprzeobrażeniom. A jak te elementy credo twórcy wpisują się w jego realizacje? BOLKO LOFT Bolko Loft to przede wszystkim miejsce na ziemi Przemo Łukasika. Stoi w Bytomiu, który architekt zwykł nazywać „małym Detroit” – miastem zdegradowanym. Dwustumetrowy loft, powstały w dawnym budynku lampiarni nieczynnej kopalni węgla kamiennego, odrestaurował i przystosował dla potrzeb swojej rodziny. Znakiem rozpoznawczym budynku jest jego umiejscowienie na ośmiu żelbetowych palach, dokładnie osiem i pół metra nad ziemią. To przez tę charakterystyczną konstrukcję bywa nazywany żartobliwie największą amboną myśliwską na świecie, a jej projektant i mieszkaniec w jednej osobie lubi mówić, że to idealne miejsce do grillowania w deszczu. Od początku było oczywiste, że budynek zachowa swój industrialny charakter, a architekt nie będzie próbował wyjść poza przemysłowy kontekst. Do środka prowadzą więc techniczne schody, instalacje elektryczne i elementy konstrukcyjne celowo zostały odkryte, a we wnętrzach dominuje surowy beton i naturalna cegła. Odbyło się to niedużymnakłademkosztów – przekonuje Przemo Łukasik, bo – jak uważa – „Nie ma znaku równości pomiędzy wielkimi budżetami, a wielkimi ideami”. Jest więc Bolko Loft reprezentatywnym przykładem architektury brutalnej na trwale wpisanej w tkankę miejską. A architekt – rehabilitantem, który dał mu drugie życie. 20

21

22

KLOPSZTANGA I MIN2 Śląska klopsztanga to nic innego jak trzepak – osiedlowe centrum kulturalne lat osiemdziesiątych, na którego miejsce przyszły wraz z nową Polską certyfikowane place zabaw. TymczasemMedusa Groupma ambicję przywrócić ją do krajobrazu współczesnych miast, pamiętając o jej kulturotwórczej roli daleko wykraczającej poza funkcję miejsca do trzepania dywanów. Służyła jako prowizoryczna bramka, drążek do amatorskich pokazów akrobatyki, stelaż bazy pokrytej kocem albo punkt orientacyjny spotkań z kumplami. Klopsztanga to zresztą produkt optymalny, zdaniem pomysłodawcy jego wskrzeszenia. Prosty, wytrzymały i całkowicie otwarty na interpretacje. Nieskończona liczba możliwych funkcji zapewnianych przez wyobraźnię użytkownika czyni go projektem idealnym. Min2 to inny przykład designu, w którym specjalizuje się pracownia, a którego przeznaczenie zaklęte jest w jego nazwie. To niewielki stolik sprowadzający się do zaoblonego blatu, który spełni swoją funkcję wyłącznie wtedy, gdy będzie używany przez minimum dwie osoby. Jest to kolejna próba rehabilitacji, tym razem stołu, jako mebla, który łączy ludzi, bo jego prosta konstrukcja przeciwdziała samotnemu użytkowaniu. Podobnie jak klopsztanga jest to więc projekt o rysie prospołecznym, wyraźnie dominującym nad jego przeznaczeniem czy walorami estetycznymi. AKADEMEIA HIGHSCHOOL Medusa Group może pochwalić się też realizacją budynku stołecznego liceum, które przyciąga kandydatów bryłą i charakterystycznym drewnianymwykończeniem, którym daleko do tradycyjnych szkolnych gmachów. Nie inaczej jest we wnętrzach, które – nowoczesne, młodzieżowe, designerskie – sprzyjają luźnej atmosferze i kreatywności. Połączenie elementów surowego drewna i betonu z mocnymi motywami graficznymi wydaje się być kombinacją stworzoną dla młodego człowieka doby Instagrama. Znalazło się też miejsce dla trzepaka, na którym licealiści mogą poczekać na swoją kolej wizyty w gabinecie dyrektora, co chyba najlepiej oddaje ducha tego miejsca. Miejsca – dodajmy – które doczekało się wielu wyróżnień, w tym nominacji do European Union Prize for Contemporary Architecture – Mies van der Rohe Award 2019 albo Nagrody Architektonicznej Prezydenta m.st. Warszawy dla najlepszego budynku użyteczności publicznej. Biorąc pod uwagę te i inne nagrody oraz uznanie, jakim Przemo Łukasik cieszy się w polskim i międzynarodowym środowisku, nie dotyczy go raczej powiedzenie, którym podzielił się z gośćmi apartamentu ABB: „błędy lekarzy i architektów skryje zieleń”. tekst: Agata Bisko zdjęcia: Bolko Loft – Daniel Chrobak i Jan Lutyk, Akademeia – Juliusz Sokołowski, portret – Iwona Dziuk, serwis prasowy ABB 23

24

NOWE POKOLENIE ROZMOWA Z ANNĄ LORENS Rozmawiamy z Anną Lorens, właścicielką atelier projektowego (www.lorensanna.com), o roli wykładowcy akademickiegow kształtowaniu sposobumyślenia i projektowania młodego pokolenia architektów. A także o tym, jak nauczanie tegomultidyscyplinarnego zawoduwyglądało kiedyś i dziś. Pytamy, czymożna przewidzieć, w jakich domach będą mieszkać nasze dzieci i wnuki. Jest pani czynnym architektem o ugruntowanej pozycji, ale także wykładowcą akademickim i o tej sferze pani działalności chciałabym dziś porozmawiać. Czy codzienny kontakt z młodymi adeptami architektury wpływa w jakiś sposób na pani projektowanie, czy też te dwie sfery są od siebie niezależne? Możliwość pracy jako wykładowca ma dla mnie znaczenie niebagatelne. Jestem przekonana, że w zawodzie architekta ciągłe „aktualizowanie” wiedzy na temat trendów, stykanie się z różnymi formami postrzegania świata jest szalenie inspirujące. Nauczanie studentów – zwłaszcza pierwszego roku – wiąże się z redefiniowaniem utartych pojęć. Wymaga tłumaczenia i przedstawiania znanych zagadnień wciąż na nowo, a tym samym pozwala odkrywać coraz to nowe zjawiska, możliwości. A konfrontowanie się ze świeżym spojrzeniem na architekturę, które nie podlega jeszcze żadnym manierom, pomaga mi unikać schematów we własnych projektach. Uczę się więc razem z nimi. Pracując ze studentami ciągle uświadamiam sobie też, jak ważny jest główny zamysł projektu i forsowanie idei. Tylko wtedy budynek niesie za sobą głębsze znaczenie, a myśl projektowa jest odczytywalna dla użytkowników. Uważam, że ważne jest, by prowadzący zajęcia z projektowania byli zarazem teoretykami, jak i praktykami – to pozwala zachować właściwe proporcje. Ukończyła pani wydział Politechniki Warszawskiej, gdzie obecnie pani pracuje. Czy na przestrzeni tych kilku lat dzielących Anię Lorens, studentkę, od doktor inżynier Anny Lorens coś się zmieniło w nauczaniu tego zawodu? I czy dostrzega pani potrzebę takich zmian? ZWydziałemArchitektury Politechniki Warszawskiej związana jestem od prawie 20 lat. Miałam ogromny zaszczyt uczyć się projektowania m.in. u Ś. P. Profesora Stefana Kuryłowicza, realizować dyplommagisterski i doktorat u Profesor Ewy Kuryłowicz. Równolegle uczyłam się zawodu praktykując w ich pracowni. Myślę, że podejście do projektowania, jakie ich charakteryzowało, zdecydowanie wybiegało w przyszłość, czy też było i jest po prostu ponadczasowe. Łączy w sobie konsekwencję w projektowaniu opartym na idei z otwartością na zmiany zachodzące na świecie. Od tego czasu na pewno pojawiło się szersze spektrum narzędzi ułatwiających wizualizowanie swoich pomysłów (technologie druku 3D, coraz więcej programów komputerowych), co znacznie oszczędza czas i pozwala na wprowadzanie korekt bez konieczności przerysowywania całego projektu. A tak wyglądało to, kiedy ja studiowałam – projekty rysowaliśmy na kalkach, bez komputera. Ale technologie, które pozwalają się rozwijać, mogą też hamować wyobraźnię, gdy przestaniemy traktować je jak to, czymw istocie są – przede wszystkim narzędziami. 25

Ponadto profesja ta od zawsze wymagała bycia wszechstronnym, teraz jednak jest to zawód zdecydowanie multidyscyplinarny. Zauważalna jest konieczność uczenia się i konsultowania projektu z wieloma branżami z pogranicza dziedzin i poszukiwań w obszarze nowych technologii. Mam też wrażenie, że w tamtych czasach istniała silniejsza potrzeba rewolucjonizowania architektury, tworzenia manifestów, wynalazczości w kontekście architektury. Nie jestem pewna, czy ma to związek z większym dostępem do informacji o tym, co już powstało i ogląd tych możliwości jest większy, czy też zmalała chęć rywalizacji i poczucia bycia wyjątkowym jako architekt. Ale ta zmiana jest na pewno widoczna. Dlatego nieustannie namawiamy studentów, by eksperymentowali, wymyślali rzeczy odkrywcze, niestandardowe, bo okres studiów to jest właśnie ten moment. Jak widzi pani swoją rolę w nauczaniu architektury? Pytamm.in. o to, jak znaleźć równowagę pomiędzy prowadzeniem studenta za rękę, a podawaniemmu pomocnej dłoni? Albo pomiędzy wyzwalaniemw nim kreatywności, a uzmysławianiemwagi konkretnych zasad, jakimi rządzi się projektowanie? To bardzo ważne i w gruncie rzeczy trudne pytanie. Myślę, że bardzo istotne jest, żeby nigdy nie podawać studentom gotowych rozwiązań, zamiast tego zwracać uwagę na zjawiska otaczającego świata. Prowadząc zajęcia na pierwszym roku w myśl idei wypracowanej w naszym Zakładzie Projektowania i Teorii Architektury pod kierownictwem prof. Ewy Kuryłowicz, staramy się zastępować poszukiwania gotowych inspiracji, zwróceniem uwagi na zjawiska otaczającego świata. Jeśli rozpoczyna się pracę nad projektem od analizy czyichś rozwiązań, to choćby były one najlepsze w swojej kategorii, zawsze niesie to za sobą ryzyko przeszczepiania ich na własny projekt. W efekcie staje się on hybrydą cudzych pomysłów pozbawionych kontekstu. Bardzo dużo czasu poświęcamy na analizę uwarunkowań miejsca, w którym projekt ten ma powstać. Ważne jest, żeby odnaleźć własne spojrzenie i umieć właściwie zrozumieć i zobaczyć kontekst, a potem te spostrzeżenia skonfrontować z funkcją i programem. Oczywiście trzeba przy tym dużo czytać, oglądać i nie mówię tu tylko o książkach czy magazynach stricte o architekturze. Dobrze projektować to umieć patrzeć i z tych obserwacji wyciągać wnioski. Pracując jako wykładowca, należy być też uważnym i podchodzić do każdego indywidualnie. Naprowadzić na jakąś drogę, wówczas gdy studentowi jeszcze nie do końca udaje się jej odnaleźć. Ale tak, żeby nie zatracić przy tym zamysłu autora, choć niekiedy bywa trudne powstrzymanie się od przenoszenia własnych pomysłów na cudzy projekt. Dlatego tak ważna jest dyskusja i wzniecanie u studentów chęci argumentowania, walki o swoje pomysły, umiejętności mówienia zrozumiałym językiem o tym, co chce się przekazać. A czy studenci są otwarci na zjawiska spoza architektury? Czy w swoimmyśleniu o projektowaniu uwzględniają tak istotne i obecne w debacie publicznej tematy jak np. świadomość ekologiczna albo współczesny nomadyzm? Nawiązując do myśli zawartych w książce Paula Ardena „Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie”, chcę powiedzieć, że w projektowaniu nie ma gotowych rozwiązań. Jest to zawód humanistyczny. Wymaga więc umiejętności patrzenia na świat przez pryzmat potrzeb współczesnego człowieka, czego studenci są świadomi. Już kilka lat temu współprowadziłam w poznańskiej School of Form zajęcia podejmujące zagadnienia współczesnego nomadyzmu czy wprowadzania technologii do przedmiotów codziennego użytku, tak by zyskiwały nowe funkcje. Studenci mieli za zadanie opracować obiekt, który w dowolny sposób stanie się wyrazem tych nowych tendencji. Różnorodność podejść i rozwiązań zaskakiwała. Powstał na przykład dom, który pozostając w jednym miejscu, obracał się, by podążać za słońcem czy pięknym widokiem. Albo przepis na jadalne naczynia DIY, które można formować w kształty kojarzące się z tradycyjną zastawą, bez generowania odpadów. Ci i inni studenci, którzy dziś dopiero poznają swój przyszły zawód, w perspektywie dekady czy dwóch, będą architektami decydującymi w jakiejś mierze o wyglądzie polskichmiast. Czy patrząc na ich aktualne projekty, pomysły czy – szerzej – sposóbmyślenia, można prognozować, jak zmieni się architektura? Innymi słowy – w jakich domach będą mieszkać nasze dzieci i wnuki? Myślę, że formułowanie takich prognoz jest wciąż trudne i istnieje obawa, że byłyby chybione. Tym bardziej dziś, kiedy zmienia się podejście do efektów naszej pracy, 26

27

do architektury jako takiej. W Polsce ta optyka dopiero się rodzi, ale na świecie ma już odzwierciedlenie w sposobach kształcenia architektonicznego, które przynosi świadomość tymczasowości i wagi efektywnego wykorzystywania przestrzeni. Nie projektuje się już „na wieki”, a ponieważ przestrzeń do życia się kurczy, wzrasta zapotrzebowanie na metody kompaktowania wielu funkcji w jednym. A tym samym odkrywania nowych form zamieszkiwania i pracy. Coraz częściej zajmujemy się tematami współczesnych rewitalizacji, projektuje się budynki mobilne, nomadyczne, inteligentne. Nie trzeba więc przywiązywać się do swoich pierwszych studenckich pomysłów, jako do tych jedynych i właściwych, na rzecz poszukiwania i analizowania nowych możliwości. Słynny projekt Cloud, czyli wielofunkcyjny stolik, który powstał w pani pracowni to przykład wychodzenia architekta poza swoją dziedzinę. Design jest jednym z najbardziej oczywistych kierunków. A z jakich innych pokrewnych źródeł może czerpać inspirację architekt? Z mody? Popkultury? Jak mówiłam, architekturę pojmuję jako dziedzinę multidyscyplinarną, zatem postrzeganie jej przez pryzmat asymilowania trendów jest w moim pojęciu błędne. Najsłynniejsi projektanci produktu jak np. Patricia Urquiola czy Neri&Hu to z wykształcenia architekci. Ważne w moim sposobie projektowania jest postrzeganie przedmiotu czy obiektu jako formy aranżowania przestrzeni w konkretnym kontekście. Tak narodził się pomysł na system Cloud. Moduły tworzą chmurę, która może zawierać w sobie różne funkcje i determinować funkcje pomieszczenia. Poza tym dziedziny te wzajemnie się przenikają. Im skuteczniej uda się zatrzeć ich granice, tym budynek i mebel będzie lepiej działał. Nie jako obiekt, ale jako mądra struktura. Projektując Clouda myśleliśmy właśnie w ten sposób. Poszukiwaliśmy sposobu na formę, która będzie definiowała przestrzeń, pozwalając jednocześnie na dużą dozę personalizacji. Czy przypomina sobie pani jakiś problem czy zagwozdkę, na który natrafiła pani lub ktoś z pani studentów podczas projektowania, a który byłby ciekawy z punktu widzenia płynącej z niego nauki? Nieustannie napotykamy różne zagwozdki. To jest w zawodzie architekta fascynujące. Czasem wynikają one z próby pogodzenia formy z funkcją lub uwarunkowaniami lokalizacji. Odwieczny dylemat – z czego zrezygnować, co uwypuklić… Sprawdzając prace studentów oceniamy zwykle wyżej te, które wymagają podjęcia ryzyka w imię zachowania idei projektowej, niż te, które bazują na wyborze oczywistej i pewnej drogi. Błąd to też ważna część procesu projektowego. Ogromny problem napotkałam przy okazji pracy przy systemie biurowym Garden Office (zespół aut. dr inż. arch. Anna Lorens, mgr inż. arch. Marek Lorens, dr Wiesław Bartkowski, „Giardino Ufficio”, wystawa LORENS, Mediolan). Chodziło o umieszczenie usprawnień technologicznych i wprowadzenia interakcji do systemu tak, by siłowniki i oprzyrządowanie nie przeszkadzały w użytkowaniu. Zorganizowaliśmy dość spektakularny show na Salone del Mobile, polegający na tym, że stoły, dzięki technologii „zapamiętywały” przedmioty, które chowało się do poszczególnych sekcji. Okazało się jednak, że siłowniki były zbyt wiotkie, zaś komunikat niewystarczająco czytelny dla dużej grupy odbiorców w tym samym momencie. Zwiedzający otwierali manualnie klapy stołów, część siłowników zerwało się… To była nauczka, żeby dostosowywać takie usprawnienia do liczby użytkowników i do sytuacji. A eksperymentować na etapie pracy nad prototypem. Przy tej okazji powiedzmy też o technologiach, bo tu zmiany są najszybciej dostrzegalne. Wiem, że ten temat w ujęciu inteligentnych budynków, zdanych systemów czy innych przyszłościowych rozwiązań jest pani bliski. Dlaczego? Może zabrzmi to trywialnie, ale technologia służy przede wszystkim poszukiwaniu sposobów, by uczynić życie codzienne łatwiejszym, lepszym. Jeśli dodać do tego względy estetyczne, temu samemu powinien służyć mądry projekt przedmiotu, także dobra architektura. Technologia umożliwia rozszerzanie przestrzeni poprzez rozplanowanie wielu funkcji na niewielkim metrażu, ale też zapewnia piękny widok, tworzy sceny świetlne, komunikuje się z użytkownikiem. Najbardziej lubię rozwiązania niewidoczne, ale intuicyjne, skrojone na miarę. Niezaprzeczalnym atutem inteligentnych technologii jest możliwość zmian funkcji w czasie wraz ze zmianą lub pojawianiem się nowych potrzeb, bez konieczności przebudowywania całego domu. Podczas wykładu w apartamencie ABB, który prezentuje powyższe rozwiązania, ale też organizuje spotkania dla architektów, miałam przyjemność opowiadać o przedmiocie moich fascynacji, 28

Architektura JEST częścią kultury. To teza przyświecająca mojej pracy, którą staram się udowadniać. 29

czyli o – jak go nazywam – „domu wielozmysłowym”. Chodzi o projektowanie, które przy pomocy narzędzi i usprawnień, jakie współczesne technologie oferują, pozwala na uruchamianie wszystkich zmysłów lub odczuwanie zmysłowe architektury. To niezwykłe, że dzięki możliwościom odcięcia dźwięku albo widoku, użytkownik także może na chwilę odciąć się od zgiełku otoczenia i na przykład pomedytować. Kontynuując wątek zmian na tle technologicznym – media społecznościowe to potężne oręże w walce o rozpoznawalność, w pewnym sensie być albo nie być początkującego architekta. Jak jeszcze może zaistnieć młody człowiek w tym zawodzie? Czy poleciłaby pani swoją ścieżkę konkursów i grantów? Czy widzi pani jeszcze inne możliwości, aby wybić się z tłumu absolwentów wydziałów architektury? Konkursy są niezwykle ważne i warto w nich startować już na wczesnym etapie studiów. Z jednej strony to sposób, żeby skonfrontować swoje pomysły z projektantami z całego świata, z drugiej – możliwość przebicia się z nimi dalej. Uważam, że warto też brać udział w międzynarodowych wystawach i warsztatach projektowych, na przykład z obszaru designu. Wiąże się to z wdrożeniem projektu, przetestowaniem, czy działa i pokazaniem się na szerszych wodach. Ważne jest też, żeby rozpocząć swoją karierę od zatrudnienia się w większej pracowni – i w Polsce, i na świecie – co daje możliwość pracy nad skomplikowanymi projektami i sprawdzenia się w pracy zespołowej. To właśnie nasze projekty świadczą o nas, a rozpoznawalność w pewnym momencie pojawia się sama. Wydaje mi się, że w tym zawodzie skromność to jednak ogromna zaleta. A czy potrafi pani wskazać jakiś przełomowy moment w karierze? Czy był jakiś punkt zwrotny w pani życiu zawodowym? Nie mogę chyba wyodrębnić jednego punktu zwrotnego. To raczej proces polegający na samodoskonaleniu i pracy nad wieloma projektami w różnych skalach oraz na poszukiwaniu kolejnych. Na pewno bardzo ważne było dla mnie otrzymanie Grand Prix w konkursie Fundacji Stefana Kuryłowicza w 2013 roku, co wiązało się z wydaniem mojej książki w ramach nagrody konkursowej. Istotny był też udział w kolejnych odsłonach Salone del Mobile i wystawa w Rho, w głównej przestrzeni Targów, w sektorze Ufficio (strefa biurowa) w ramach szerszego konceptu pod kuratelą Michele de Lucchi „Workplace 3.0”. Projekt wnętrz Rezydencji Ambasadora Polski w Berlinie był interesującym doświadczeniem, bo od wygranego konkursu do realizacji minęło niewiele czasu i była to praca wymagająca ogromnej dyscypliny. Teraz z kolei nie mogę doczekać się realizacji Domu Kultury Praga w Pałacyku Konopackiego. Zatrzymajmy się na chwilę przywspomnianej książce „MiejscaBiesiadne. KulturaPopularna i KulturaWysoka przy jednymstole”, gdziew odniesieniu do biesiadowania, przekonuje pani, żemyśl projektantamożemieć siłę kulturotwórczą. Co to znaczy? Architektura JEST częścią kultury. To teza przyświecająca mojej pracy, którą staram się udowadniać. Współczesne miejsca biesiadne to przestrzenie, które dzięki odpowiedniej aranżacji architektonicznej, mogą przenosić wartości z obszaru kultury wysokiej, pomimo że funkcja biesiadna przynależy do kultury popularnej. Staram się wytłumaczyć, w jaki sposób architektura sprzyja przenoszeniu wartości, jak buduje się znaczenie miejsca. Marzy mi się zaprojektowanie restauracji, która byłaby niezwykłą scenerią dla rytuału współczesnej biesiady, a jednocześnie miejscem, gdzie architektura sprzyja integracji, przydaje znaczenia miejscu, może nawet miastu. W świecie, w którym ogromną część naszego czasu spędzamy online, rośnie potrzeba rzeczy namacalnych, przestrzeni, które dzięki temu, jak są zaprojektowane i jaki mają scenariusz, wzbudzają autentyczne emocje. I jeszcze jedno odwołanie, tym razem do cytowanego tam zdania Johna Ruskina, że „budynek nie powinien rozmawiała: Agata Bisko zdjęcie portretowe: Jarek Dudziński zdjęcie wnętrza: Rafał Poławski Fotografia | Zespół aut. dr inż. arch. Anna Lorens, mgr inż. arch. Marek Lorens wizualizacja domu: „Jednostka mieszkalno-badawcza na Antarktydzie”| Autorzy: Stud. Joanna Filipiec, Stud. Mateusz Trojanowski; Prowadzący-Prof. dr hab. inż. arch. Ewa Kuryłowicz, dr inż. arch. Anna Lorens, mgr inż. arch. Bartosz Świniarski. Elements of Design, II Semestr-ang., stud. inż., Zakład Projektowania i Teorii Architektury, Wydział Architektury PW zdjęcie stołu: archiwum | Salone del Mobile, Giardino Ufficio | wystawa LORENS 30

tylko dobrze wyglądać, ale też dobrze mówić, bo nie ma architektury od znaczeń wolnej”. Proszę sobie przypomnieć ulubiony projekt, dzieło wybitnego architekta, obiekt westchnień – co mówi? Cytuję Ruskina w odwołaniu do Biennale w Wenecji w 2010 roku, gdzie można było obejrzeć niezwykły, 12 minutowy film zrealizowany w technice 3D „Gdyby budynki potrafiły mówić” autorstwa Wima Wendersa. Z interpretacji Wendersa można w sposób dosłowny wyliczyć cały arsenał środków służących komunikowaniu znaczeń poprzez architekturę XXI wieku. Krótkometrażowy film ukazuje jej zmienny, dostosowujący się do potrzeb, uniwersalny kontekst. Reżyser stworzył manifest, który miał na celu dowiedzenie, że przekazywanie czytelnych znaczeń, odczuwanie architektury, przekazywanie za jej pośrednictwem komunikatów to najważniejsza misja architektury współczesnej. A odpowiadając na pani pytanie – jednym z takich budynków, a raczej założeń architektonicznych, który w sposób nieoczywisty przenosi szereg znaczeń, jest ukończona w ubiegłym roku siedziba Fundacji Prady w Mediolanie. Jest to rewitalizowany kompleks siedmiu budynków poprzemysłowych dedykowanych sztuce. Elewacja jednego z nich pozostała niezmieniona w formie, pokryto natomiast ją 24-karatowym złotem. To odwołanie do próżności i swego rodzaju drwina. Okazało się bowiem, że płatki złota przeznaczone na tę fasadę kosztują mniej niż wysokojakościowy kamień. Rem Koolhaas z zespołem we właściwy dla siebie sposób zachował proporcje między tym, co zostało zachowane, a tym, co dodano w postaci wysublimowanych detali. Otrzymaliśmy architekturę, która w jakże szczery sposób opowiada o luksusie kojarzonym z Fondazione Prada, będąc jednocześnie niezwykłą scenerią do prezentowania dzieł sztuki. Architektura pozostaje tu w zasadzie w tle i ustępuje miejsca kontemplacji, spotkaniu, rozmowie. To założenie skromne i szczere. I w tej autentyczności przekazu niezwykle efektowne. 31

NIEWYSTARCZY UBIERAĆ SIĘ NA CZARNO… 32

Podobno architekci ubierają się na czarno. Biorąc pod uwagę wizerunek członkówStowarzyszenia ArchitektówWnętrz, jest w tymwiele prawdy. Jednak czarne stylizacje to nie wszystko. Architekci zrzeszeni wSAW stawiają przede wszystkimna profesjonalizm. Wdobie błyskawicznych kursów projektowania online, wartowiedzieć, jak rozpoznać prawdziwych specjalistów. Członkowie stowarzyszenia podkreślają rangę swojego zawodu i nie zasłaniają się fałszywą skromnością. Bo pozawiedzą i doświadczeniem, cechują się także pasją do tego, co robią. SAW opiera się na kilku filarach. Jednym z nich jest integracja. Członkom Stowarzyszenia zależy na współpracy z młodymi adeptami kierunków związanych z projektowaniemwnętrz, chętnie dzielą się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem. To jednak nie koniec; z myślą o starszych, bardziej doświadczonych kolegach z branży, powołali do istnieniaKonkursWnętrzeRoku SAW. Jego celem jest wyłonienie, a następnie prezentacja realizacji najlepszych projektówpolskich architektówwnętrz. Na wygraną w plebiscycie mają szansę przestrzenie pełne inspirującego designu, owyjątkowychwalorach estetycznych i funkcjonalnych – projekty odkrywcze, innowacyjne – mogące być drogowskazem dla całej branży. Jurorzy będą oceniać zgłoszone propozycje podwzględemjakości, poziomu, umiejętności realizacji oraz wykonania. Jury pierwszej edycji tworzą: Szymon Brodziak (fotograf), Bazyli Krasulak (dziekan ASP, projektant grafiki użytkowej i wnętrz), KatarzynaKuo-Stolarska (architekt i współzałożycielka SAW), Bibianna Stein-Ostaszewska (architekt wnętrz, współzałożycielka SAW) oraz Anna Wojczyńska (architekt wnętrz i designerka). Jurorzy obradują pod przewodnictwemRobertaMajkuta (designer, ekspertwprojektowaniudla biznesu). FunkcjęKomisarza Konkursu po stronie SAW objął architekt Jacek Tryc. DOBRE PRAKTYKI Architektura to dziedzinawyjątkowa – łączywsobiematematyczną precyzję i dyscyplinę z typowymdlawszystkich artystycznychdziałań rozmachem, przełamywaniem schematów, szukaniem nowych połączeń… Ceniący tę stronę projektowania SAW, nawiązał więcwspółpracę z Akademią SztukPięknychwWarszawie.Wykształcenie to zresztą bardzo istotna kwestia dlawszystkich, którzy pragną dołączyć do stowarzyszenia. Stąd pomysł na Certyfikat SAW. Brzmi hermetycznie? Byćmoże, ale tzw. sawowcy są wierni swoim ideałom. Wszak ich profesja polega na dostarczaniu wartościowych usług innym ludziom. „Naszymkolejnympostulatemjest stworzenie zawodu architekta na bazie standaryzacji pracy i szerzenia dobrych praktyk. Niemożna przecież w ten samsposób postrzegać dekoratorawnętrz, doradzającegowkwestii doboru tkanin i mebli, który ukończył szybki kurs oraz autora skomplikowanego projektu obiektu hotelowego, łączącego wiele usług. Koncepcja utworzenia bazy pracowni o najwyższych kompetencjachma ułatwić wybór inwestorom” –mówi Paweł Sokół, Prezes ZarząduSAW. KTO ZA TYM STOI? Architekci zrzeszeni wSAWto osoby, które nieustannie poszerzają swoje horyzonty. Inspiracji szukają również w sztuce – można ich spotkać na wernisażach, wmuzeach i galeriach. Przeglądają fotografie i sami je tworzą. Żyją zazwyczaj intensywnie, więc poza spędzaniemczasu z najbliższymi, ukojenia szukają na przykład w jodze lub podróżach, z którychprzywożą zawsze bagaż nowych pomysłów. Nic tak nie otwiera umysłu, jak kontakt z naturą, więc chętnie zaszywają się w dzikiej głuszy. Inspiruje ich wszystko, co znajduje się w najbliższym otoczeniu – ludzie, potrawy, faktury, zapachy imoda.Właśnie taki powinien być dobry projekt wnętrz – składać się z rzeczy materialnych, ale powstawać na bazie emocji i pasować do charakteru inwestora i miejsca. tekst: Stowarzyszenie Architektów Wnętrz zdjęcie: Maciej Mańkowski 33

PLACES

36

NAJBARDZIEJ INTELIGENTNY APARTAMENT WPOLSCE Wraz z KrzysztofemSasinem, specjalistą ds. nowoczesnych rozwiązań z zakresu automatyki budynkowej w firmie ABB, zwiedzamywarszawski showroomABBLiving Space® Experience. To niezwykłemiejsce, gdzie najnowsze systemy inteligentnego domu oraz najlepszy polski i światowy design można nie tylko obejrzeć, ale też ich doświadczyć. Awszystko pod jednymdachem. 37

RkJQdWJsaXNoZXIy MTI4OTM2MQ==