WRACAMY! Świat. Nasze domy. Miejsca pracy. Wreszcie my sami. Wszyscy wchodzimy do nowej rzeczywistości. Chcemy wierzyć, że lepszej i bardziej optymistycznej. Pracujemy na to, by taka była. Nowy numer Smarter Home MAG to przewodnik, który pokaże Wam jak możemy sprawić, że nasza codzienność będzie mądrzejsza, lepsza, zdrowsza. To także okazja do spotkań z kreatorami pozytywnych rewolucji, mentorami kolejnych pokoleń oraz ludźmi z pasją, którzy energią do działania zarażają innych. Wybierzemy się w podróż po najbliższej okolicy i po świecie, by odkryć inspiracje i innowacje. Przyjrzymy się technologiom, które zmieniają dziś w jutro. Także w domowej przestrzeni. Wracamy, gdzie się zatrzymaliśmy. I natychmiast ruszamy przed siebie! Monika Komalska Redaktor Naczelna
SPIS 8 Oskar i jego obiekty 16 Mam emocjonalny stosunek do projektów 22 Piękna przygoda mojego życia 26 Pomocna dłoń. Biomimetyczna 28 Jestem, by zaskakiwać 34 Corbu. Legenda 38 Przetestuj! Żywe wnętrze w światowym standardzie 46 Powrót do Fabryki 50 Idzie Grześ przez wieś 56 The Office 2022 58 Odkryj Defabrykę 64 Smart City 66 Showroom Laminam 72 Bezpieczni u siebie 78 Twoja energia 84 Prosty sposób na wolność 90 Zoom na nowości 94 Architektura światłem 98 KNX w 3D 100 Jeden by rządzić wszystkimi
SMARTER HOME MAG TREŚCI 104 Wypracowujemy standardy 110 Scenariusz idealny 116 Zielone światło dla KNX 122 Warsztat doskonały 128 Słychać nas coraz lepiej 131 YAK@Connect 134 Rajd najlepiej ogląda się z auta 140 Design dla ciała 144 Świat na talerzu 148 Tworzyć! To takie przyjemne 154 Kieruj się sercem Wydawca JAK JĘDRASZEK & KOMALSKA Duchnicka 3 bud. 4 01-796 Warszawa Redaktor Naczelna Monika Komalska Redaktor Prowadzący Arkadiusz Kaczanowski Dyrektor Wydawniczy Marcin Poboży Redaktorzy Anna Apps, Magda Ćwikła Paweł Dombrowski Aleksandra Stachulska Korekta Anna Usakiewicz Magdalena Stroka-Felicka Layout, skład i obróka zdjęć MMG Media Sp. z o.o. Współpracownicy Iwona Dziuk, Klaudia Mania Ewa Mierzejewska, Monika Mrozowska Kinga Nowakowska, Kamil Szmitowicz Rafał Konstanty Wojdyna, Marta Zięba Okładka zdjęcie: Łukasz Gawroński (z archiwum Zieta Prozessdesign) Druk i oprawa Advert Redakcja nie odpowiada za treść reklam Dziękujemy firmom Kinnarps Polska oraz Mesmetric za wsparcie przy realizacji sesji zdjęciowych do tego wydania.
PEOPLE
OSKAR IJEGO OBIEKTY Rzeczy, które projektuje nazywa „obiektami”. Za sprawą autorskiej technologii FiDU wpisał się na stałe do podręczników designu. Czy bycie ikoną wzornictwa ogranicza? Jakie ma rady dla młodych projektantów? Jak prowadzić biznes wbranży wzorniczej? Rozmawiamy zOskaremZiętą, założycielemZieta Prozessdesign. 8 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
Oskar Zięta (ur. 1975), architekt, projektant procesów, założyciel i prezes firmy Zieta Prozessdesign. Absolwent Swiss Eidgenössische Technische Hochschule w Zurychu. Opracował autorską technologię FiDU, którą wykorzystuje do projektowania mebli wyróżnionych licznymi nagrodami m.in. Red Dot Design Award, Schweizer Design Preis, Nagrodą Niemieckiej Rady Wzornictwa czy Audi Mentor Prize. Projektant mebli oraz obiektów architektonicznych, jak instalacja Nawa we Wrocławiu. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 9
Dlaczego „obiekty”, a nie po prostu meble? Ta nazwa przylgnęła na stałe do moich prac od przełomowych targów Salone del Mobile w Mediolanie. Byłem wtedy jeszcze nieznanym szeroko designerem. Prowadziłem wówczas w Szwajcarii niewielką firmę, którą dziś nazwalibyśmy start-upem. Zajmowałem się badaniami nad technologią FiDU na Uniwersytecie w Zurichu, gdzie obroniłem moją pracę doktorską. Efekty eksperymentów pokazywałem w formie swego rodzaju produktów-manifestów. Na własny użytek nazywałem je obiektami. I tak od chwili powstania do dziś zajmują one miejsce pomiędzy produktem użytkowym a sztuką. Na wspomniane targi Salone del Mobile miejsce zwolniło się w ostatniej chwili. Jechałem do Mediolanu bez budżetu, bez hotelu, spałem w przyczepie kempingowej. Dostałem się tam tzw. „rzutem na taśmę” i pokazywałem światu stworzone przez siebie obiekty. Wtedy wszystko się zaczęło i trwa do dziś. No właśnie... Obiekty, które wychodzą z waszej pracowni stanowią niezwykłą mieszankę technologii wzornictwa i artyzmu. Na ile są one projektami artystycznymi, a na ile użytkowymi? Przesiedziałem kiedyś trochę czasu na stołkach Twojego autorstwa i miałemwrażenie, że nie należą do najwygodniejszych mebli. Ale niewątpliwie plasują się wśród najoryginalniejszych. Zacznę nieco przekornie od stwierdzenia, że siedzenie jest z natury czymś niezdrowym. Z tej perspektywy niewygodne krzesło jest zdrowsze dla człowieka, gdyż zmusza go do ruchu. Poza tym – wbrew pozorom – PLOPP nie jest aż tak niewygodnym produktem, na jaki wygląda. Swego czasu podczas wiedeńskich targów designu testowano ergonomię 20 wybranych krzeseł. Nasze zajęło miejsce w połowie stawki. To dobrze, czy źle? Cieszę się! To niewątpliwie dobrze o nim świadczy, że jest wygodniejsze, niż wiele osób sądzi na początku. Mamy jednak w ofercie również inne produkty, które bez żadnych wątpliwości mogą poszczycić się optymalną ergonomią. Na przykład, nasze krzesło Ultraleggera, mimo niewielkiej wagi, jest bardzo stabilne, zapewnia wygodę i bezpieczeństwo użytkownikom w każdym wieku – zarówno dzieciom, jak i osobom starszym. To dobry, lekki mebel, który pozwala na bezpieczne korzystanie z niego również przez osoby z ograniczeniami ruchowymi. O technologii FiDUmówisz, że jest „kontrolowaną utratą kontroli”. Z kolei wasz sztandarowy produkt PLOPP to... Polski Ludowy Obiekt Pompowany Powietrzem. Poczucie humoru jest potrzebne w biznesie i projektowaniu? Sądzę, że można prowadzić poważny biznes mając jednocześnie dystans do tego, co się robi. Działamy na rynku już prawie 20 lat. W tym czasie firma przechodziła różne koleje losu. To była taka sinusoida, że już byliśmy królami świata, gdy potem widmo upadku zaglądało nam w oczy. Ten dystans i poczucie humoru pozwoliły nam przetrwać trudne momenty i nie popaść w samozachwyt. Na początku kariery zawodowej skupiałeś się głównie na architekturze i urbanistyce. Myślę, że trzeba było mieć sporo poczucia humoru i dystansu do siebie, by w takim środowisku powiedzieć: „nie będę budował miast, zajmę się nadmuchiwaniemmebli z blachy”. Koledzy już całkiem dobrze wiedzieli czym się zajmuję i co badam. Myślę, że ich to ani nie rozbawiło, ani nie zdziwiło. Zajmowałem się obszarami, które wielu osobom wydawały się wychodzić poza ramy tego co dozwolone czy wręcz niemożliwe. Wktórymmomencie nastąpił twórczy zwrot i zainteresowanie obróbką stali?Kiedyuwierzyłeś, że jesteśwstanie stworzyć coś niepowtarzalnegowświecie designu? Nie był to pojedynczy moment. Tak naprawdę było ich wiele. Przez długi czas wielu specjalistów podważało sens tego, co robię. Kompletnie nie wierzyli w to, co systematycznie zgłębialiśmy i wdrażaliśmy. Na początku myśleliśmy o wykorzystaniu w architekturze profili produkowanych cyfrowo. Jednak w praktyce ciężko byłoby w hali stworzyć model domu, dlatego postanowiłem eksperymentować w mniejszej skali, właśnie z designem. Tak to się zaczęło. Najpierw robiłem manifesty technologiczne w formie stołków i stołów. W ten sposób mogłem testować pewne procesy technologiczne. Ale cały czas z tyłu głowy miałem poważniejszą inżynierię. Dlatego nieustannie prowadzimy badania nad zastosowaniem technologii FiDU w innych obszarach. rozmawiał: Arkadiusz Kaczanowski, zdjęcia: Laura Korzeniowska (zdjęcie otwierające), Weronika Trojanowska 10 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
Zajmowałem się obszarami, które wielu osobom wydawały się wychodzić poza ramy tego co dozwolone czy wręcz niemożliwe. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 11
12 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
Co z perspektywy własnych doświadczeń doradziłbyś młodym projektantom i inżynieromw ich poszukiwaniach badawczych? Zawsze powtarzam swoim studentom, że kluczem do sukcesu jest długodystansowość. Praca badawcza przypomina maraton z wieloma kryzysami, które trzeba przezwyciężyć.Liczą się pracowitość i umiejętność szukania niezagospodarowanej przestrzeni dla siebie. A tej przestrzeni we współczesnym świecie nie brakuje. Humanoidalne roboty, drony, które będą nam pomagały choćby w komunikacji, trendy związane ze starzeniem się społeczeństwa to tylko niektóre z nich. Żyjemy w czasach niesamowitego, nieskrępowanego rozwoju. W tej sytuacji znalezienie niezagospodarowanej przestrzeni jest możliwe. Dlatego motywuję studentów, żeby zaczęli zajmować się nowymi sektorami. Nie bali się popełniać błędów, przekraczać granic i w tym właśnie znajdować potencjał szukając swojej szansy. Ja tak zrobiłem. Tym co zrobiłeś na stałe wpisałeś się w historię nie tylko polskiego, ale i światowego designu. Czy bycie ikoną designu Cię ogranicza czasami? Oczywiście. Tę presję czujemy od momentu wyprodukowania pierwszego stołka PLOPP, który bardzo szybko wszedł do kanonu ikon designu. Inni nie wierzyli, że taki produkt może zaistnieć na rynku i odnieść sukces. Dlatego podjęliśmy decyzję o stworzeniu własnej firmy produkcyjnej. Obecnie sami rozwijamy produkty, wyczuwamy potrzeby rynku i wdrażamy nowe obiekty. Na każdym kroku czujemy ogromne obciążenie. Nie jest to obciążenie wynikające z faktu, że projektuję dla firmy X i nie dostanę honorariów, jeżeli produkt nie będzie się dobrze sprzedawał. Wówczas istnieje duże ryzyko dla producenta, lecz niewielkie dla projektanta. Jako firma musimy wdrażać produkty, które jesteśmy w stanie wyprodukować, sprzedawać, wypromować, które nie wrócą do nas w postaci reklamacji, które będą działać przez długi czas na przekór wielu współczesnym trendom. Zachęcamy przy tym klientów, żeby kupowali produkty świadomie. Żeby wybierali takie, które będą im służyły latami i zostaną przekazane kolejnym pokoleniom. Wtedy cena produktu odgrywa inną rolę. Niewielu jest projektantów w Europie, którzy mogą pochwalić się tak długodystansowymi projektami jak nasze, które są na rynku już kilkanaście lat i wciąż nie osiągnęły swojego optimum sprzedażowego. Cowtymmomencie jest dlawas kluczowe – dalsze rozwijanie produktu czy też działania biznesowe ukierunkowane na sprzedaż, rozbudowę sieci dystrybucyjnej itp.? Niezmiennie kluczowe są wszystkie elementy. Ostatnio istotne było odnalezienie się w czasach pandemii i dalszy rozwój firmy w tych trudnych okolicznościach. Nam się to udało. Powiem szczerze, że przerwa od targów i wydarzeń też była dobra, bo w końcu przez dość długi czas mogliśmy się skupić na czystym tworzeniu! Biznesowo ciągle ważne jest zdobywanie nowych rynków zbytu na świecie. Nie można zapominać, że nadal jesteśmy młodym brandem. Jako jedna z niewielu polskich firm branży meblarskiej działamy na całym świecie. Nie skupiamy się np. tylko na rynku niemieckim. Dlatego nie jesteśmy zależni od panującej na nim sytuacji. W zasadzie nie ma żadnego zakątka świata, gdzie jeszcze nie byłoby naszych produktów. Pamiętam jak mój ojciec przechadzał się kiedyś po naszym magazynie i nie mógł wyjść ze zdumienia, że stoją tam paczki adresowane do Hongkongu czy Singapuru. Zaskakiwało go nie tylko to, że ktoś stamtąd usłyszał o nas, ale jeszcze zamówił nasze obiekty! Powiedziałeś, że produkty powinny służyć latami. Czy to znaczy, że nowości wprowadzać będziecie oszczędnie? W tym roku rozbudowujemy rodzinę ultralekkich produktów o nowy stół i stołki, które mam nadzieję pobiją rekordy lekkości. Pojawi się też fotel z nadmuchanym siedziskiem - zgoła innym niż dotąd. Wiele nowości pokazaliśmy w trakcie ubiegłorocznych targów Warsaw Home. Kończymy pracę nad dwoma nowymi stołami, które chcemy pokazać na targach w Mediolanie i nad nowymi akcesoriami. Dodać do tego trzeba nowe wykończenia, które częściowo zaprezentowaliśmy na wystawie „Matt is the new shine” w poznańskiej Vinci Art Gallery, ale będzie ich jeszcze więcej. Jak widać na przełomie ostatnich dwóch lat mieliśmy naprawdę wiele premier. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 13
Nadzorujecie bezpośrednio cały proces produkcji, jak i dystrybucję. Jak z myślą o tym schemacie biznesowym budowany jest wasz zespół? Budowanie zespołu zajmuje bardzo dużo czasu. Obecnie tworzy go około 60 osób. Jesteśmy też w czołówce branży w Polsce w zakresie wykorzystania robotyki i ciągle rozwijamy się w tym sektorze. Wolimy, żeby ludzie zajęli się – nazwijmy to – intelektualną częścią procesu wytwórczego. Po co mają marnować swoje siły i energię na coś, co mogą zrobić maszyny? Z racji tego, że – jak wcześniej wspomniałem – zajmujemy się wszystkim od A do Z, potrzebujemy ludzi szeroko uzdolnionych. Na naszą pracę składa się wiele elementów. Najpierw jest kalkulacja produktu, potem etapy produkcyjne, magazynowanie, pakowanie, przygotowanie obiektów do wysyłek i sprzedaży. W naszej firmie mamy też działy promocji i grafiki. Tych obszarów jest naprawdę wiele i bardzo mało zadań zlecamy na zewnątrz.Choć coraz częściej zdarza się nam współpracować z innymi podmiotami, np. w zakresie sesji fotograficznych czy przygotowania stron internetowych. Przy tym jestem dumny, że udaje się nam budować z pracownikami długoletnie związki, mające 5 i więcej lat. Wspomnieć też należy o nieustannej współpracy między poszczególnymi działami. To też sprawia, że lepiej radzimy sobie z kryzysami. Dzięki temu możemy szybciej reagować na to, co się dzieje na rynku. Ten nasz system bazujący na interdyscyplinarności działa sprawnie. Mimo że jesteśmy grupą różnych ludzi, skutecznie współpracujemy ze sobą. Ostatnie lata wydawały się być okresem w naszym społeczeństwie, gdy tworzy się coraz więcej podziałów. Wiele radości daje mi, że moi współpracownicy, mimo wielkiej różnorodności poglądów na świat, politykę czy inne sfery, potrafią razem działać i tworzyć. Taka też jest rola biznesu, by - w ramach małej wspólnoty miejsca pracy - budować zdolność do współpracy ponad podziałami. 14 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
Jacek Tryc - ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Od 1999 roku prowadzi własną pracownię projektową. Pracę jak architekt wnętrz rozpoczął będąc studentem. W 2021 roku został laureatem konkursu European Property Awards. Projektuje wnętrza domów i apartamentów, stoiska targowe i sklepy, przestrzenie wellness i spa. Współpracował z międzynarodowymi koncernami Du Pont, Geberit, Giant, Sanitec. 16 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
MAMEMOCJONALNY STOSUNEKDO PROJEKTÓW Kawa czy herbata? Kawa, żywię się kawą, kawa mnie cieszy (śmiech). Lubi Pan dostawać nagrody? Pytamwkontekście wygranej wkonkursie European Property Awards 2021-2022, wkategorii Residential Interior Apartment for Poland. Lubię, każdy chyba lubi, choć mnie trochę krępują. Jeżeli już jakąś dostanę, to jest dla mnie potwierdzeniem, że to co robię ma sens, jest wartościowe. Ale rzadko je dostaję, bo rzadko też biorą udział konkursach. Lubię nagrody – nie tylko architektoniczne. A ta pierwszaważna nagroda była jeszcze na studiach? Na trzecim roku wziąłem udział w konkursie organizowanym przez Koło. Dostałem wyróżnienie i propozycję pracy. Wówczas założyłem swoją pracownię i zacząłem istnieć w środowisku. Konkurs w mi tym pomógł. Jakwspomina Pan te studia? Studia mnie zaskoczyły. Nie było tam czytania podręczników czy zakuwania, za to była ciężka, żmudna rysowanina. Architektura to kierunek interdyscyplinarny, rozbudowane zajęcia z historii. Być architektem, to rozumieć świat bardziej. Wiedzieć więcej o zachowaniach ludzi, ale też o technologii. Architekt powinien orientować sie, jak funkcjonuje świat. To kierunek dla ludzi dociekliwych, żądnych wiedzy. Pan studiował wWarszawie? Tak. Urodziłem się wWarszawie, całe życie mieszkałem wWarszawie. Najdłużej nie było mnie tu przez miesiąc. Lubię podróżować i robię to często, ale obsesyjne wracam do rodzinnego miasta. Jakie są Pana ulubionemiejscaw stolicy? Stare Bielany, Żoliborz – jestem z Muranowa i całe młode życie tam spędziłem. W miarę dorastania wypuszczałem się coraz odważniej do sąsiednich dzielnic. Łaziłem po Starym Mieście i Żoliborzu, który wówczas był dla mnie wielkim odkryciem. A kiedy na studiach dowiedziałem się więcej o historii Żoliborza, to zrobiło się jeszcze ciekawiej. Dlatego dziś właśnie w tej dzielnicy mieszkam i był to świadomy wybór. Nie chciałem, aby moje osiedle było zamknięte i ogrodzone. Jestem wielkim przeciwnikiem dzielenia miejskich przestrzeni, które w zamyśle projektujących je architektów były otwarte. Przez lata mieszkałem na Stawkach i zawsze było to osiedle otwarte, przejściowe, a potem zostało ogrodzone. Widziałem, jak ta zmiana stała się potężną barierą dla użytkowników miasta. Architektura nie powinna tworzyć przeszkód, tylko je usuwać. Jakbymdziś nie rozmawiała z architektem, to z kim? Zawsze w kryzysowych sytuacjach wymieniam sobie zawody, które chciałbym wykonywać. Gdzieś pojawia się łucznictwo i garncarstwo. Cisza i spokój, tak to sobie wyobrażam. Architekt to zawód stresujący, to zarządzanie dużymi pieniędzmi – w dodatku nie własnymi, to praca na tempo, praca kreatywna i praca wyczerpująca. Kiedy myślę o tym co innego mógłbym robić, to szukam zajęć spokojnych i wyciszających – przysłowiowy latarnik. rozmawiała: Anna Apps, zdjęcia: archiwum Jacka Tryca Praca nad wnętrzami mnie wciąga. Przed przekazaniem kluczy robię obchód iweryfikuję czy to co powstało wmojej głowie jest spójne z tym co zostało zrealizowane – opowiada Jacek Tryc. Architekt wnętrz wprowadzi nas wświat swojej pracy oraz pasji. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 17
Ale na poważnie, to na pewno jakaś kreacja, a jeśli rzemiosło, to bliżej drewna. Fascynują mnie też nowe technologie – skanowanie, druk, wizualizacje 3D – to obszary, które mnie ciekawią zawodowo. A czy w Pana pracowni wykonujecie wizualizacje 3D dla klientów? Tak, zdarza się nam. To towar jeszcze nierozpoznany na rynku. Inwestorzy to lubią. Zakładając specjalne gogle można się poczuć, jak w przyszłym domu. Z jednej strony to duża atrakcja dla klienta, z drugiej to pewność dla mnie, jako architekta, że inwestor nie będzie potem zaskoczony. Może sprawdzić, co jest za ścianą, za wnęką. To narzędzie przestrzenne, dobre do pracy i komunikacji. Przy projektowaniu zwraca Pan uwagę przede wszystkim na funkcję. Oznacza to, że musi Pan dobrze poznać swojego klienta. Czy to praca na pograniczu psychologii? Mieszkanie ma nie przeszkadzać, a nawet pomagać przyszłym domownikomw ich życiu. Aby zaprojektować takie wnętrze, trzeba poznać swojego klienta. Ja się nie odważę stwierdzić, czy to jest bliskie psychologii. Ale trzeba lubić ludzi, trzeba często przełamywać się i wchodzić z nimi w relację. Jestem introwertykiem, więc to dla mnie trudne. Ale jeśli projekt ma być zrobiony dobrze, to tego człowieka naprzeciwko mnie muszę poznać. Znać jego obyczaje, problemy. Bo architektura odpowiada na problemy, rozwiązuje je. To może być kwestia małej przestrzeni na składowanie rzeczy albo zbyt ciemnych pomieszczeń. To są wszystko sprawy do rozwiązania. I jeśli te problemy zostaną zdefiniowane, a klient często sam nie potrafi tego zrobić, to wtedy dobry projekt je eliminuje. Osoba, z którą pracuję musi mieć świadomość, że jeśli będzie coś przede mną ukrywać, to finalny efekt może się skończyć niepowodzeniem. To jest relacja oparta na zaufaniu. Miałem kiedyś projekt, w którym jeden z pokoi był dla Niego, ale nie wiedziałem kim był ten On. Projektowanie dla takiej wirtualnej osoby jest bardzo niekomfortowe, bo nie mam z nią relacji. A projektowanie dla siebie? Trudne, bardzo. Kiedy projektowałem własne mieszkanie, to robiłem to dla mojej żony. Z nią rozmawiałem o naszych potrzebach. Nie projektowałem dla siebie, bo nie mam do siebie dystansu. To jest ta znieczulica u lekarzy, która jest tak trudna dla pacjentów. To jest ten dystans, który jest potrzebny, żeby spojrzeć całościowo na dany problem, I myślę, że zbyt emocjonalnie podchodziłbym do własnych projektów dla siebie. Niekoniecznie byłyby tak syntetyczne, jakbym sobie tego życzył. Skąd czerpie Pan inspiracje i pomysły? Staram się nie zamykać w schematach, bo to skutkowałoby tym, że moje projekty stałyby się powtarzalne. Najważniejszy jest użytkownik więc od tego wychodzi każdy projekt. Mieszkanie jest miejscem odpoczynku. Jeśli inwestor ma miejsca, które mu się dobrze kojarzą – choćby te z wakacji – to dobrze jest elementy z takich miejsc wprowadzić do projektu. Czasem klient zupełnie nie wie, co by chciał i to jest trudne. Wówczas muszę korzystać ze swoich pomysłów, a to nie jest fair, bo to jak budowanie własnego, małego pomnika. Teraz kończymy taki projekt, który jest oparty o moją fascynację Podlasiem i zauroczenie inwestora kulturą i architekturą Japonii. A najlepsze jest to, że projekt wychodzi, połączenie działa. Mówi Pan, że moment oddania kluczy inwestorowi jest trudny, bo zżywa się pan z mieszkaniem. Czy zdarza się panu ten moment przeciągać? Sztucznie nie, ale mieszkania często oddaje się dziś z poślizgiem z przyczyn obiektywnych. Mam emocjonalny stosunek do projektów, praca nad nimi mnie wciąga. Przed przekazaniem kluczy robię obchód i weryfikuję czy to co powstało w mojej głowie jest spójne z tym co zostało zrealizowane. Są projekty, z których jestem bardzo zadowolony, ale i takie, z których nie do końca czerpię satysfakcję. To podsumowanie to jest fajny czas, moment, który lubię. Czymniejszemieszkania są trudniejsze do zaprojektowania? Czy tu technologia smart homemoże coś ułatwić? Najłatwiej projektuje się średniej wielkości mieszkania. Są dość powtarzalne. Czasem odnajduję w sobie znudzenie, kiedy robię kolejny, podobny projekt. To skrajności są atrakcyjne. Mieszkania bardzo duże wymagają wnikliwej analizy, żeby przestrzeń była wykorzystana w sposób racjonalny. Z kolei w małych przestrzeniach funkcje się krzyżują. Miałem okazje projektować wiele przyczep kempingowych i kontenerów wyprawowych. To jest rzecz bardzo skomplikowana, bo ta sama przestrzeń jest jednocześnie miejscem do gotowania, spania, relaksu. Tutaj konieczne jest spojrzenie trójwymiarowe, to nie jest projektowanie na kartce. Lubię takie wyzwania, są trudniejsze, ale przez to ciekawsze. A co do smart home, to kiedyś było takie wyobrażenie, że to system do dużych apartamentów i domów. Ale dziś większość sprzętów AGD ma możliwość wpięcia w system inteligentnego domu. I to się stało bardzo naturalne. Nikogo nie dziwi, że rozmawiamy z głośnikiem. Wmałych mieszkaniach to jak najbardziej się sprawdza. I klienci o to pytają. Choćby możliwości ustawienia scen świetlnych czy otwarcie drzwi zdalnie telefonem stają się standardem. Jaki jest pana ulubiony materiał we wnętrzach? Drewno. Jest materiałem naturalnym, nie jest do końca stabilne, może nas zaskakiwać. Blaty drewniane lubią pękać, brudzić się, wykrzywić – uważam, że to ich największa zaleta. Wnętrze drewniane żyje, zmienia się, skrzypi – wchodzimy z nim w relacje. 18 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
SMARTER HOME MAG | PEOPLE 19
A największa ekstrawagancja? Zawodowo, to nie chciałbym w sobie szukać ekstrawagancji, a raczej sumienności i uważności. Skupiam się na byciu dobrym fachowcem. Prywatnie mam taką słabość: lubię jeździć na koło podbiegunowe. Jak byłem w liceum to jeździłem w Bieszczady, bo tam była cisza, spokój i nikogo nie spotykałem. Teraz, po wielu latach, mogę sobie pozwolić na takie „światowe Bieszczady” – Spitsbergen. Lubię tam wracać i w myślach, i fizycznie. To miejsce, gdzie się dobrze odpoczywa. Tam jest absolutna cisza i kompletnie inna paleta kolorów. Po tygodniu zaczynam ją rozumieć. Pierwszego dnia wszystko wydaje się szare, a ostatniego widzę, że jest kolorowo – czerwono, zielono, biało, czarno, granatowo, bajkowo. Te barwy pomagają też zawodowo, mam projekty zrobione w oparciu o te kolory, o te przeżycia. A inne kierunki podróży? Azja. Tam jest kuchnia, tam się je. Uwielbiam ostre smaki, choć długo się do nich przyzwyczajałem. Mam tak, że lubię, jak mi się horyzont przesuwa, szybko się nudzę. Jak krajobraz się zmienia, to jest ciekawie, ale to może być też w skali mikro. Wystarczy, że w niedzielę pojadę na Podlasie i też jest dobrze. Ważne, żeby się kręciło. Jaki ma Pan aparat? Niebezpieczne pytanie. Wielcy fotografowie mówią, że sprzęt nie ma znaczenia, ale oni mają ten z najwyższej półki. Oczywiście, że lubię mieć dobry aparat. Niektóre z tych fotografii wiszą na ścianach zaprojektowanych przez pana wnętrz. Czy ważne jest, aby w pana projektach wszystko było spójne? Studiowałem architekturę i urbanistykę, a kończy się na tym, że projektuję śrubki w meblach. Patrzę na projekty kompleksowo, są takie wnętrza, w których są moje meble, a nawet moje zdjęcia. To powoduje, że projekt jest kompletny. Od początku do końca zrobiony przeze mnie i to jest super. Jakie wnętrza będzie pan projektował za dziesięc lat? Technologie, którym dziś dysponujemy pozwalają nam personalizować rzeczy. Indywidualizacja będzie postępować. Na to nakłada się ekologia. Naturalne materiały, przetworzone odpady. Wierzę, że papier też pojawi się w architekturze. Z drugiej strony wszyscy krzyczą potężnym głosem, że ma być tanio. Materiały naturalne są kosztowne, ale dają harmonię, porządek, emocje. Podłogi z linoleum nam tego nie dadzą. Nie mogę nie zapytać o SAW? Jest pan jednym z pomysłodawców i założycieli stowarzyszenia. Czy jest ono potrzebne? Żyjemy trochę jak na Dzikim Zachodzie. Jeżeli szukamy prawnika, to nie mamy problemu z wejściem na strony Izby Adwokackiej i jak idziemy do lekarza, to wiadomo, że skończył medycynę. Tak samo powinno być z architektem wnętrz, on też powinien mieć mandat do wykonywania zawodu. To powinien być człowiek zweryfikowany. W SAW się organizujemy, wymieniamy wiedzę, wymieniamy się koncepcjami na prowadzenie projektu, budujemy rangę zawodu – to cenne. Odkryliśmy, że nie jesteśmy dla siebie konkurencją, a jest nią ten dziki rynek. Wiadomo, że w stowarzyszeniu są architekci godni zaufania, mający dyplom, prowadzący własną pracownię od minimum pięciu lat. Ważne, żeby klienci mieli możliwość weryfikacji i wyboru, bo każdy może sobie na wizytówce napisać „architekt wnętr”z. Jaki jest dom idealny? Nie ma domu idealnego. Taki dom idealny to ten narysowany na kartce, oderwany od rzeczywistości, otoczenia, od lokalizacji. Dla mnie domem idealnym jest dom w mieście, ale pewnie 20 lat temu powiedziałbym, że na wsi. To się zmienia, pojawiają się dzieci, konieczność ich dowożenia. Taka analiza tego, czym jest dla nas dom idealny jest bardzo ważna i trzeba ją wnikliwie przeprowadzić przed rozmową z architektem. Każdy dom idealny jest inny, a praca, którą trzeba przejść, żeby zrozumieć własne potrzeby jest kluczowa. 20 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
Wierzę w konkursy i ich moc, dlatego bardzo zachęcam studentów do brania w nich udziału. 22 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
PIĘKNA PRZYGODAMOJEGO ŻYCIA Na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej wykłada Pani od 45 lat. Jak w tym czasie zmieniały się potrzeby studentów oraz problemy, z jakimi się borykali? Przecież wmiędzyczasie zmienił się ustrój, niewiarygodnie poszerzyły się możliwości zdobywania wiedzy, zmienił się także sposób projektowania. Architekci nie siedzą już nad deską kreślarską z ołówkiemw ręku. Na przestrzeni tych 45 lat widać było to, co zostało wymuszone w dużej mierze sytuacją gospodarczo-polityczno-społeczną. My uczymy się projektować dla konkretnego odbiorcy, w konkretnych realiach. Gdy byłam na studiach, to na zajęciach z architektury mieszkaniowej usiłowano nauczyć nas na pamięć kategorii M1, M2, M3 itd. Na szczęście miałam panią prof. Skibniewską. Nauczyła nas zupełnie inaczej patrzeć na problem architektury mieszkaniowej. Ale to jest jasne, że jeżeli wtedy budowało się z wielkiej płyty, to wpajano nam te technologie i nawet jeśli ktoś nie chciał, to i tak się tego nauczyć musiał. W czasie moich studiów mieliśmy fantastyczną lektorkę, panią Celeste Zawadzką, która uczyła nas włoskiego. Jej lektoraty były oblegane. Przyjmowała wszystkich bez wyjątku i kogo mogła, wysyłała do Włoch. To dla architektów było fantastyczne. Wiedziała i wierzyła, że zwłaszcza dla osób studiujących architekturę, kontakty ze światem zewnętrznym są absolutnie podstawowe. To były trudne czasy, a teraz są inne realia... Cóż, zapanował turbokapitalizm i okazało się, że od 2004 roku jesteśmy otwarci na świat. Możemy jeździć. Zaczęły się programy wymiany, które owszem były przedtem, ale w bardzo wąskim zakresie, np. mój warszawski wydział od 40 lat ma wymianę z amerykańskimuniwersytetemwDetroit. To cały czas trwa. Od lat 90. w końcumieliśmy dostęp do literatury, nasze Empiki zaczęły importować różne tytuły, zaczęły się prenumeraty. Niestety to teraz padło, bo Internet ma wszystko załatwić, a wcale nie jest to takie oczywiste. Studenci mają też możliwości wyjazdów. Jakie kraje najczęściej wybierają? U nas system jest taki, że zdolniejsi wyjeżdżali za granicę, za naszą ogromną namową, żeby zobaczyć jak to jest w innych krajach. Uczyli się, zdobywali wiedzę, ale mówiliśmy im też, żeby wracali. Nie znam obecnych danych ile teraz osób wyjeżdża, ale sporo moich studentów trafia do Danii, Holandii, Niemiec, Szwecji, Anglii. Zawód architekta wymaga praktyki. W jaki sposób pomaga Pani zdobyć tę umiejętność swoim studentom? Wierzę w konkursy i ich moc, dlatego przez te lata bardzo zachęcam studentów do brania w nich udziału. To wymaga bardzo dużo pracy. Jako studentka robiłam je, chociaż to było zupełnie co innego, niż jest teraz. Gdy byłam na drugim roku zaproszono mnie do konkursowych opracowań graficznych i mogłam obserwować jak się robi takie projekty. A na trzecim roku już wystartowaliśmy sami z koleżankami i kolegami. Ze swoimi studentami wiele razy organizowałam konkursy międzynarodowe. Dzięki temu mogli się zorientować, jak wygląda dobrze przygotowany materiał do projektowania. Co powinno być, co trzeba jeszcze samemu zgromadzić. To są niezwykłe i fantastyczne doświadczenia. W ten sposób uczą się projektowania z rozmachem, mierzą się z tematami, które niekoniecznie są tu na miejscu. To jest bardzo pouczające. Jak przerobi się np. taki kawałek Bombaju to zrozumie się bardzo wiele rzeczy, które są nam zupełnie obce i nowe. rozmawiała: Magda Ćwikła, zdjęcie: Bartek Barczyk/ArchitectureSnob Architekt nie może być roszczeniowy. To jest zawód usługowy. My możemy oczywiście rysować sami dla siebie, ale z tego się żyć nie da. Zawsze pracujemy na czyjeś zlecenie i za czyjeś pieniądze – mówi prof. dr hab. Ewa Kuryłowicz. Ostosunku młodego pokolenia do projektowania, ouczeniu architektury iwyzwaniach mentora opowiada wrozmowie ze Smarter Home Mag. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 23
Inaczej przecież mieszka się w Indiach, a inaczej w Polsce. Dzięki temu nie będziemy trzymać się stereotypów i utartych zwyczajów, ale będziemy mieli nawyk, że zawsze musimy zrobić porządny research, żeby móc w ogóle zacząć. W ten sposób pracowałam przez wiele, wiele lat i myślę, że jest to bardzo dobry system. Czy roszczeniowość współczesnego społeczeństwa jest widoczna także wśród studentów? Tak. Jeszcze przed pandemią można było to zaobserwować. Być może miało to związek ze zmianami politycznymi w 2015 roku, że zaczęła dominować właśnie taka postawa. Coś, czego dawniej nie było, a co jest dla architekta bardzo niezdrowe. Architekt nie może być roszczeniowy. To jest zawód usługowy. My możemy oczywiście rysować sami dla siebie, ale z tego się żyć nie da. Zawsze pracujemy na czyjeś zlecenie i za czyjeś pieniądze. Świadomość tego nie ma nic wspólnego z żadnym serwilizmem. My musimy umieć słuchać i zrozumieć drugą stronę, by ona zrozumiała nas. Niestety bywało tak, że trudno było nam się porozumieć z młodymi ludźmi. Sporadycznie, ale pojawiały się nawet tak ekstremalne sytuacje, że studenci potrafili wzywać pomoc prawną. Ale to na szczęście było bardzo sporadyczne. Jak jest teraz? Czy udało się temu zaradzić? Tak, zdecydowanie. Być może na naszym warszawskim wydziale miał wpływ na to egzamin wstępny, którego formuła się w pewnym momencie zmieniła i ten nowy okazał się świetnym narzędziem właściwego wyboru kandydatów. Nie kazano już rysować martwych natur ani ilustrować jakiegoś fragmentu z dworkiem w roli głównej, tylko zaczęto oferować tematy wymagające naprawdę wyobraźni i umiejętności matematycznych. I to się sprawdza. Bardzo spodobał mi się pewien temat. Otóż każdy dostał kartkę A4 i miał z niej zrobić sztywną strukturę (bez klejenia, bez nacinania) i tak ją uformować, by zamknęła jakąś przestrzeń, a następnie narysować perspektywę wnętrza tak uformowanej przestrzeni, z pozycji mrówki. Wymagało to dużego doświadczenia przestrzennego i rysunkowego, a nie umiejętności jedynie technicznych. I okazało się, że ci, którzy przyszli po takim egzaminie na studia nie są wcale roszczeniowi. Są bardzo otwarci, mają takie predyspozycje, które faktycznie są potrzebne. Może to zbieg okoliczności, a może nie? Zawód architekta wymaga umiejętności pracy w zespole. Jak radzi sobie z tym młode pokolenie? Podczas projektów kursowych zajęcia prowadziliśmy w zespołach i studenci też pracowali w zespołach. Teraz nikt w naszym zawodzie nie pracuje sam. Trzeba nauczyć się zawierać kompromisy. Bo jak potem przychodzi taki architekt-artysta do pracy i nie umie się z nikim dogadać, to wszyscy cierpią. Co się wtedy dzieje? Cóż, były takie sytuacje, że zespoły się rozlatywały i pewne osoby stawały w obliczu konieczności pracy samodzielnej i przygotowania w pojedynkę całego materiału konkursowego. Tacy ludzie powinni umieć wyciągnąć z tego wnioski i zastanowić się, czy lepiej czasami nie ustąpić. Jest to bardzo uzależnione od charakteru. Współczuję takim ludziom, ale ja nigdy nie narzucałam siłą żadnych rozwiązań, aby mogli później sami wyciągnąć wnioski. Jak studenci radzą sobie z krytyką? Czy w jakiś sposób przygotowuje Pani ich do radzenia sobie z tym problemem? Gdy prowadziłam wykłady ze współczesnej teorii architektury na studiach magisterskich, ostatnia grupa wykładów, połączonych z seminarium, poświęcona była krytyce architektonicznej. Z tego co wiem, to zagadnienie nie jest nigdzie na wydziałach architektury w Polsce wykładane, więc robiłam to w sposób pionierski. Wpadłam na ten pomysł tak około roku 2010. Najpierw rozmawialiśmy o tym, czym jest krytyka, jakimi rządzi się zasadami, a później prosiłam, żeby studenci znaleźli jakieś opisy krytyczne dotyczące np. konkursów czy publicystyki architektonicznej, a następnie się do nich odnieśli. To były najbardziej ukochane zajęcia. Wszyscy chcieli mówić o krytyce. Coś w tym jest... Jak wyglądała nauka podczas pandemii? Jak studenci znosili zajęcia online? Lata pandemii były bardzo trudne. Zdalne uczenie architektury to zawracanie głowy. To tak jak uczyć masażystę online, opowiadać mu co ma robić i co czuć. Prowadziłam więc zajęcia opisowo, bez tej normalnej płaszczyzny kontaktu. Taka nauka jest zupełnie nieporównywalna z tym jak wygląda właściwe uczenie projektowania. Studenci wpadali w depresyjne stany psychiczne i wcale się im nie dziwię. Co to za studia? Oni potrzebowali kontaktu. Z dyplomantami spotykałam się osobiście. Siedzieliśmy w maskach, natomiast z pozostałymi studentami już niezdjęcie: z archiwum E. Kuryłowicz 24 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
stety nie. Robiliśmy co mogliśmy... Mam nadzieję, że to już się nigdy więcej nie powtórzy. Na koniec chciałabymspytać jakPani widzi innowacyjnośćwarchitekturze... Innowacyjność jest wpisana w architekturę. Jest absolutnie konieczna jako podejście. My zawsze uczymy studentów, że architektura jest tylko i aż po prostu sztuką ograniczania przestrzeni. O nic innego w architekturze nie chodzi. W ten sposób uczymy podejścia otwartego i świeżego, a nie opartego na stereotypach i rutynie. Przez te wszystkie lata uczyłam studentów na początku przebiegu studiów i na ich końcu. I to jest ogromna przyjemność, gdy się spotyka po czterech latach z tymi samymi, a jednak już twórczo ukształtowanymi ludźmi. Śmiałam się i mówiłam, że studiowanie architektury zaczyna się jako swoista reedukacja. Że oni muszą zapomnieć wszystko to, co wiedzą na temat otoczenia, świata. Strzepnąć to z siebie, wyprostować się, nabrać powietrza i… patrzeć od nowa. I wtedy człowiek jest innowacyjny. Uczenie architektury to piękna przygoda mojego życia. Ewa Kuryłowicz Prof. dr hab., architektka, Wiceprezes i Generalny Projektant autorskiej pracowni architektury Kuryłowicz & Associates, profesor w Zakładzie Projektowania i Teorii Architektury na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, Przewodnicząca Rady Fundacji Stefana Kuryłowicza. Ewa Kuryłowicz jest jedną z najwybitniejszych osobowości w świecie architektury. Jest laureatką licznych konkursów architektonicznych, sędzią SARP oraz jurorem w konkursach międzynarodowych i krajowych. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 25
POMOCNA DŁOŃ. BIOMIMETYCZNA Agnieszka Tkaczyk, studentka inżynierii biomedycznej na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej, stworzyła prototyp sztucznej ręki – elektronicznej protezy dłoni. Projekt powstał wramach Koła Naukowego ABB. Zmłodą naukowczynią rozmawiamy owyjątkowych cechach jej projektu. rozmawiał: Paweł Dombrowski, zdjęcia: thereview.pl Skąd u Pani pomysł, by zająć się stworzeniem sztucznej ręki? Ta myśl żyła i nabierała w mojej głowie kształtu przez wiele lat. Ogólnych inspiracji dostarczyły mi powieści Lema, które czytałam już w podstawówce. Jestem bardzo zainteresowana tym, by w przyszłości za sprawą technologii można było odtwarzać różne utracone części ciała człowieka. A dlaczego akurat ręka? Moje własne ręce to narzędzia pracy. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez choćby jednej z nich, jednak niektórzy stają przed taką koniecznością w związku z amputacją. Uznałam więc, że warto właśnie od nich zacząć jako od czegoś najważniejszego dla wielu osób. Co wyróżnia Pani projekt na tle innych? Popierwszecena.To jedenzmoichgłównychzamysłów–znaleźć rozwiązanie, któreniebędzie jużkosztowałokilkuset tysięcy złotych, jak inne tego typurozwiązania.Wydrukowaniena drukarce3Di zaprogramowanieprototypu, którypopewnych poprawkach już terazmógłbystaćsię funkcjonalnąprotezą, udało mi sięzamknąćw5 tysiącachzłotych. Podrugiedążędo tego, bywszystkiepalcebyłysprawne.Niespotkałamsiędotądna rynkuzmodelem, którymiałbyruchomychwięcej niż trzypalce. Pozostałepełnią funkcję jedynieestetyczną, adlamnie tozamało. Dodam, żemarzymi się, byodtworzyć jaknajwięcej funkcji dłoni. Możenawetwprzyszłości umożliwićgręna fortepianieczyna gitarze.Obecniedalekomi do tego, alewokół tegowątkuciągle krążąmojemyśli.Tomoje wielkiemarzenie, nie porzucamgo. Czy może Pani zdradzić, w jakim kierunku idą sukcesywne ulepszenia? Interesuje mnie i technologia, i natura. To, jak ewolucja rozwiązała wiele niezwykle skomplikowanych funkcji 26 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
ludzkiego ciała. W pierwszej edycji Koła Naukowego ABB skupiłam się na elektronicznym sterowaniu moim modelem. W drugiej podeszłam do tego samego tematu od innej strony. Wzięłam pod lupę konstrukcję i mechanikę dłoni człowieka. Wykonałam rezonans magnetyczny swojej prawej ręki, korzystałam też z podręczników anatomii. A potem w programie komputerowym odtworzyłam istniejące tam połączania. Dlaczego to takważne? Choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, dłoń jest bardzo elastyczna. Łatwo dopasowuje się do kształtu trzymanego przedmiotu. A zarazem okazuje się bardzo wytrzymała na rozciąganie - jest i silna, i mocna. Wszystko to jest zasługą konstrukcji wykorzystującej ścięgna i więzadła. Tymczasem głównym ograniczeniem w budowaniu mechanizmów takich jak proteza dłoni była konieczność wprowadzenia silniczków odpowiadających za każdy rodzaj czy sposób ruchu. To oznaczało przyrost masy oraz wielkości konstrukcji. W obecnej wersji mojej protezy biomimetycznej – zgodnie z nazwą – staram się wierniej odtworzyć anatomię i mechanikę ludzkiej dłoni. Wykorzystałam w tym celu ścięgna z kevlaru. Mam też pomysł, by w ogóle ominąć silniki i wprowadzić sztuczne mięśnie, jakie w mikroskali mamy po bokach palców. W tym kierunku będzie Pani rozwijać swój projekt? Tak. Myślę, że hybryda łączącą oba podejścia w formule „elastycznej mechaniki” może dać warte uwagi rezultaty. Trzeba też udoskonalić mechanizm sterowania. Obecny jest dość prosty i dobrze działa, pozwala sterować protezą myślami. Z mięśni, które pozostały w ręce mimo utraty dłoni, odpowiednie czujniki odbierają sygnały przez skórę. Niestety wiąże się to z zakłóceniami, stąd potrzeba dalszego rozwijania również programu sterującego – tak by skuteczniej je wychwytywał i trafniej analizował. Zależy mi na pozostaniu przy modelu mechanicznym, który da się dopasować do ciała bez ingerowania w nie, bez wszczepiania czujników, które odbierałyby sygnały bezpośrednio z mięśni. Gdy tylko czas pozwala, nieustannie nad tym myślę. A czy ktoś już korzysta z prototypu sztucznej ręki? Istnieje osoba tym zainteresowana, ale to kwestia przyszłości. Mieliśmy plan współpracy, ale z pewnych względów jest obecnie zawieszony. Liczymy, że uda się do tego wątku wrócić. Innowacyjny projekt jest Pani własnym dziełem, jednak miała Pani wsparcie ze strony firmy ABB. Kołu Naukowemu ABB przy Korporacyjnym Centrum TechnologicznymABB w Krakowie zawdzięczam naprawdę wiele. Swój projekt realizowałam pod opieką Roberta Fiołka i Artura Zawadzkiego, którzy pomagali mi wykrystalizować myśli i wspierali w pracy. Nakierowywali mnie m.in. przy opracowywaniu programu sterującego, dawali też wskazówki dotyczące połączeń elektronicznych. Ich wiedza oraz doświadczenie przyspieszyły proces. Całość zajęła mi 9 miesięcy. Gdybymmiała pracować sama, trwałoby to wszystko znacznie, znacznie dłużej. Co więcej, Kołu Naukowemu zawdzięczam też cenne zaplecze finansowe oraz dostęp do wspaniałego laboratorium. To tamwydrukowałam części swojej protezy, obrabiałam je i montowałam sztuczną rękę. Wcześniej próbowałam zrobić coś podobnego w akademiku, ale tam pro prostu nie było odpowiednich warunków. To bardzo duża pomoc. Koło Naukowe ABB Marzysz o realizacji projektu naukowego? Brakuje Ci narzędzi bądź wsparcia? Koło Naukowe ABB umożliwia realizowanie własnych pomysłów poprzez prowadzenie badań naukowych w kilkuosobowych Zespołach Projektowych. To inicjatywa skierowana do ambitnych studentów i uczniów szkół technicznych myślących o urzeczywistnieniu ciekawego i innowacyjnego pomysłu z dziedzin mechatroniki, elektroniki, energetyki, inżynierii materiałowej, informatyki oraz innych pokrewnych. Wszystkie te obszary działalności stanowią podstawę istnienia współczesnej cywilizacji, decydując o powszechnym dostępie do energii elektrycznej oraz zapewniając wydajne i ekologiczne metody wytwarzania. Korporacyjne Centrum Technologiczne ABB zlokalizowane w Krakowie jest inicjatorem wielu projektów skierowanych do studentów uczelni technicznych w Polsce. Gorąco zachęcamy do uczestnictwa w tym przedsięwzięciu, dzięki któremu nawet najbardziej awangardowe pomysły mogą zostać zrealizowane! SMARTER HOME MAG | PEOPLE 27
28 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
JESTEM, BY ZASKAKIWAĆ tekst: Arkadiusz Kaczanowski, zdjęcia: archwium Jeffrey’a Huyghe / Modular Lighting Instruments Mówi, że lubił myśleć o tym, w jaki sposób dostaje się do budynku. Jak między jasnością a cieniem tworzą się napięcia. To go inspirowało (a nawet fascynowało, w końcu używa słowa „miłość”) w świetle od samego początku. Choć gdy wspomina początki swojej edukacji, to z uśmiechem zdradza: – nie miałem pojęcia, co chcę w życiu robić. W końcu wybrał projektowanie produktów przemysłowych na uczelni Howest w Kortrijk. Gdy tylko znalazł się w jej murach od razu poczuł, że to był dobry wybór. Właśnie tym chce się zajmować w życiu. Jest z rocznika 1985, więc studia kończy w 2007 roku i od razu trafia do Modular Lightning Instruments - specjalisty w zakresie oświetlenia architektonicznego. - Wtedy na serio wkręciłem się w temat oświetlenia. Odkryłem jak wiele elementów wpływa na to, jak światło zachowuje się w architekturze - zdradza Jeffrey Huyghe w rozmowie dla Smarter Home Mag. EWOLUCJA NIE REWOLUCJA Przez kilkanaście lat pracy obserwuje jak rola światła i jego możliwości się zmieniają. Gdy zaczynał karierę dominowały tradycyjne żarówki i duże konstrukcje. Dziś, gdy rozwija się technologia LED, mamy więcej wolności i mądrości projektowej. Powstaje więcej kreatywnych konceptów. - Światło samo w sobie jest bardzo techniczne. Chodzi przecież o to, by wydobyć je w architekturę w efektywny i klarowny sposób używając reflektorów, soczewek i dyfuzorów - opowiada Jeffrey. Podkreśla, że równie ważne w pracy ze światłem są też emocje i atmosfera, podkreślanie form stworzonych przez architekta. - Gdy weźmiesz pod uwagę te wszystkie zmienne, to okaże się że mamy nieskończone możliwości kreacji - ocenia. Dziś wModular Lightning Instruments pracuje w dziale badań i rozwoju, ale zaczynał od zleceń specjalnych. Jego zadaniem było modyfikowanie standardowych opraw pod konkretne projekty i zamówienia. Tutaj zgłębia inżynierię światła i szybko zdobywa kolejne umiejętności. Dzięki temu, i własnymposzukiwaniom, dostajew końcu szansę stworzenia opraw do katalogu standardowego. To ważny krok w jego karierze. Pierwszej zaprojektowanej przez niego oprawy już nie kupicie, ale ten projekt nakreślił kierunek jego dalszego rozwoju i estetykę. - To była ewolucja. Przez lata zdobywałem wiedzę i umiejętności w różnych obszarach. Aż wszystkie te trybiki zazębiły się ze sobą i okazało się, że wymyślam bardzo dobre rzeczy, a moje pomysłymają sens - wspomina. I co jakiś czas przypomina, jak ważne było dla niego zdobyte wcześniej doświadczenie inżynierskie. Dzięki temu potrafił zapanować nad każdymaspektem projektu, a technika i estetyka były perfekcyjnie dopasowane. Klientom to się spodobało. Światło było jego pierwszą miłością. Jeffrey Huyghe to belgijski designer zsercem do inżynierii. Swoją pracą sprawia, że światło służy architekturze i użytkownikomwwyjątkowy sposób. SMARTER HOME MAG | PEOPLE 29
NOWEWYZWANIA Pytam, co to znaczy tworzyć produkty dla Modulara. Jeffrey podkreśla: ich zadaniem jest dawanie narzędzi architektomdoeksponowania ichdzieł. ProduktyModular mająbudowaćatmosferę, sąważnymelementemrealizacji. Nakażdyprojekt patrzą z wieluaspektów, takbykreować rozwiązania jak najbliższe ideałowi. Dziś nadal stara się pochylać nad technologią, ale coraz więcej czasu zajmuje mu praca nad koncepcjami i designem. Nie odpuszcza okazji do zajrzenia do warsztatu i stara się całościowo nadzorować projekty. Wkońcuprzyszłynagrody. ZaMarbul Suspensiondostał prestiżową belgijską nagrodę Henry’ego Van De Velde. Zdobywa jeszcze trzykrotnieGoodDesignAward, nagrodę InteriorDesignMagazine, nagrodyArchitizerA+Award i DesignX50.Tokolejnykluczowymomentw jegokarierze. - Dzięki temu wyróżnieniu poczułem, że ludzie mnie doceniają za to, co robię. Stałemsię rozpoznawalny i wModularze, i poza nim - przyznaje, choć na pytanie o swój styl odpowiada trochę wymijająco. Podkreśla, że ważne jest dla niego dać się ponieść inspiracjom. Znajduje je w architekturze, w starych oprawach czy produktach z lat 50. czy 60. XX wieku. Ale też inspirujące dla niego są zagadnienia inżynieryjne. - Lubię, kiedymoje projekty zaskakują. Gdy ludzie zaczynają myśleć o tym, jak światło się dostało do określonej części wnętrza, jak coś zamontowaliśmy, jak to jest możliwe, że dane rozwiązaniew ogóle działa. Jestempo to, by zaskakiwać - podkreśla. 30 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
SMARTER HOME MAG | PEOPLE 31
ON DESIGNER, ON INŻYNIER Wewnętrzna walka? Szukam określenia na dynamikę jaka wynika z połączenia designerskiego instynktu ze opanowaniem inżyniera. Z jednej strony chce być innowacyjny, kreacyjny, chce wymyślać nową estetykę. Ale zarazemma pełną świadomość tego, że technika stawia ograniczenia. Doświadczenie z pracy w obu sferach pozwala łatwiej negocjować - takżewewnętrznie - ostateczną formę produktu. - Nie jestem inżynierem, który szuka najprostszej odpowiedzi. Raczej stoję na stanowisku, że zawsze znajdę rozwiązanie. A drogi, którewybiorę, nawet kręte, pozwolą mi dotrzeć jaknajbliżej idei, którą chcę zrealizować -mówi. Aby zaskakiwać innych, trzeba też trochę zadziwić siebie samego - podkreśla. Dlatego trzy lata temuJeffreyotwiera własną pracownię. Nie przestał kochać światła. Ale jako designer chce szukać dalej, głębiej. Pracuje dla Modulara, a inne rzeczy tworzy w swoim studio. Potrzebuje obcowania z produktami, bo lubi je rozgryzać od strony technicznej czymateriałowej. Szuka inspiracji w nowych obszarach, poznajemateriały,marki, ludzi. A potemnową wiedzę przenosi na projekty ze światłem. Lubna odwrót. W swoich pracach - czy dla Modulara czy dla innych marek - lubi eksperymentować z geometrią kształtów i dynamicznymi interakcjami. Z projektówdlaModulara lubi najbardziej Semih: za dualność formy i zastosowany tam język wzornictwa. Oraz produkty z rodziny Marbul za to, jak udało się wkomponować dwie różne rotacje w bryle produktów. W obu wypadkach podkreśla jak ważne dla niego jest to, że nie widać żadnych połączeń, przerw czy śrub w samych produktach. Do tej listy dodaje swój pierwszy produkt nie będący oświetleniem. BuzziDishdlaBuzziSpace, czyli dynamiczne panele akustyczne - stworzył już w ramach własnej pracowni. Amarzenie?Todobre pytanie na koniec rozmowy. - Chciałbym mieć dom, w którym każda rzecz będzie mojego autorstwa. Chciałbym stworzyć po jednym projekcie każdej kategorii. Tonie jest realistyczne. Alewspaniale mieć marzenia - mówi z uśmiechem. 32 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
RkJQdWJsaXNoZXIy MTI4OTM2MQ==