A największa ekstrawagancja? Zawodowo, to nie chciałbym w sobie szukać ekstrawagancji, a raczej sumienności i uważności. Skupiam się na byciu dobrym fachowcem. Prywatnie mam taką słabość: lubię jeździć na koło podbiegunowe. Jak byłem w liceum to jeździłem w Bieszczady, bo tam była cisza, spokój i nikogo nie spotykałem. Teraz, po wielu latach, mogę sobie pozwolić na takie „światowe Bieszczady” – Spitsbergen. Lubię tam wracać i w myślach, i fizycznie. To miejsce, gdzie się dobrze odpoczywa. Tam jest absolutna cisza i kompletnie inna paleta kolorów. Po tygodniu zaczynam ją rozumieć. Pierwszego dnia wszystko wydaje się szare, a ostatniego widzę, że jest kolorowo – czerwono, zielono, biało, czarno, granatowo, bajkowo. Te barwy pomagają też zawodowo, mam projekty zrobione w oparciu o te kolory, o te przeżycia. A inne kierunki podróży? Azja. Tam jest kuchnia, tam się je. Uwielbiam ostre smaki, choć długo się do nich przyzwyczajałem. Mam tak, że lubię, jak mi się horyzont przesuwa, szybko się nudzę. Jak krajobraz się zmienia, to jest ciekawie, ale to może być też w skali mikro. Wystarczy, że w niedzielę pojadę na Podlasie i też jest dobrze. Ważne, żeby się kręciło. Jaki ma Pan aparat? Niebezpieczne pytanie. Wielcy fotografowie mówią, że sprzęt nie ma znaczenia, ale oni mają ten z najwyższej półki. Oczywiście, że lubię mieć dobry aparat. Niektóre z tych fotografii wiszą na ścianach zaprojektowanych przez pana wnętrz. Czy ważne jest, aby w pana projektach wszystko było spójne? Studiowałem architekturę i urbanistykę, a kończy się na tym, że projektuję śrubki w meblach. Patrzę na projekty kompleksowo, są takie wnętrza, w których są moje meble, a nawet moje zdjęcia. To powoduje, że projekt jest kompletny. Od początku do końca zrobiony przeze mnie i to jest super. Jakie wnętrza będzie pan projektował za dziesięc lat? Technologie, którym dziś dysponujemy pozwalają nam personalizować rzeczy. Indywidualizacja będzie postępować. Na to nakłada się ekologia. Naturalne materiały, przetworzone odpady. Wierzę, że papier też pojawi się w architekturze. Z drugiej strony wszyscy krzyczą potężnym głosem, że ma być tanio. Materiały naturalne są kosztowne, ale dają harmonię, porządek, emocje. Podłogi z linoleum nam tego nie dadzą. Nie mogę nie zapytać o SAW? Jest pan jednym z pomysłodawców i założycieli stowarzyszenia. Czy jest ono potrzebne? Żyjemy trochę jak na Dzikim Zachodzie. Jeżeli szukamy prawnika, to nie mamy problemu z wejściem na strony Izby Adwokackiej i jak idziemy do lekarza, to wiadomo, że skończył medycynę. Tak samo powinno być z architektem wnętrz, on też powinien mieć mandat do wykonywania zawodu. To powinien być człowiek zweryfikowany. W SAW się organizujemy, wymieniamy wiedzę, wymieniamy się koncepcjami na prowadzenie projektu, budujemy rangę zawodu – to cenne. Odkryliśmy, że nie jesteśmy dla siebie konkurencją, a jest nią ten dziki rynek. Wiadomo, że w stowarzyszeniu są architekci godni zaufania, mający dyplom, prowadzący własną pracownię od minimum pięciu lat. Ważne, żeby klienci mieli możliwość weryfikacji i wyboru, bo każdy może sobie na wizytówce napisać „architekt wnętr”z. Jaki jest dom idealny? Nie ma domu idealnego. Taki dom idealny to ten narysowany na kartce, oderwany od rzeczywistości, otoczenia, od lokalizacji. Dla mnie domem idealnym jest dom w mieście, ale pewnie 20 lat temu powiedziałbym, że na wsi. To się zmienia, pojawiają się dzieci, konieczność ich dowożenia. Taka analiza tego, czym jest dla nas dom idealny jest bardzo ważna i trzeba ją wnikliwie przeprowadzić przed rozmową z architektem. Każdy dom idealny jest inny, a praca, którą trzeba przejść, żeby zrozumieć własne potrzeby jest kluczowa. 20 PEOPLE | SMARTER HOME MAG
RkJQdWJsaXNoZXIy MTI4OTM2MQ==